Basiu, mogę podrzucić ci Marysię? Muszę koniecznie wyjść! – to zdanie słyszałam od teściowej już dziesiątki, jeśli nie setki razy. Jej córeczka praktycznie u nas mieszkała. Teraz też stała już ze spakowanym na noc plecaczkiem i nie czekając na moją odpowiedź, weszła do środka. Miała już nawet swoją szczoteczkę w naszej łazience, bo teściowej wielokrotnie się zdarzało, że zapomniała spakować tego czy innego drobiazgu.

Reklama

Kariera była ważniejsza od córki

Teściowa nie miała czasu nawet wejść na kawę. Twierdziła, że musi pilnie zanieść do pracy jakieś papiery, a wieczorem będzie kończyć jeszcze projekt, więc Marysia by jej tylko przeszkadzała.

Nie mogłam zrozumieć, jak może mówić przy niej głośno takie słowa. Marysia niestety była już do nich przyzwyczajona, bo nie zareagowała histerią na to, że przeszkadza mamie w jej poukładanym życiu. Teraz był to biznes, ale nieraz zdarzało się, że podrzucała ją, bo miała umówiony manicure czy fryzjera.

Jeszcze kilka lat temu, kiedy Dawid przedstawił mi swoją mamę, uważałam ją za wspaniałą kobietę. Podziwiałam to, że jest zadbana, pełna werwy i energii. Zawsze miała modne ubrania i nienaganną fryzurę.

W porównaniu z moją mamą, która nie widziała świata poza domem i działką, wydawała się nowoczesną babką. A z tego, co mi opowiadał Dawid, nie miała lekko. Urodziła go jako dziewiętnastolatka, kiedy nie miała za co żyć ani tym bardziej utrzymywać dzieciaka. Szanowny tatuś, który zapewniał, że się z nią ożeni, nagle stracił zapał i się ulotnił. Dawid nigdy nie miał z nim kontaktu. Mama wychowywała go sama, a mimo to postanowiła założyć firmę, hurtownię bielizny, i sama zadbać o ich utrzymanie. To, rzecz jasna, nie było proste. Mimo to nie zamierzała się poddawać i postanowiła zrobić wszystko, żeby wyszedł na ludzi. Osobiście uważałam, że wyszło jej to doskonale, bo Dawid łączył w sobie męski i żeński pierwiastek. Był czuły, potrafił mówić o swoich obawach i marzeniach, a jednocześnie stawał za mną murem i dawał mi poczucie, że nic nie jest w stanie nam zagrozić.

Zobacz także

Dwa lata przed tym, jak się poznaliśmy, mama Dawida poznała przez internet mężczyznę i zakochała się bez pamięci. Liczyła na to, że w końcu po tylu latach uda jej się ułożyć życie. Mietek był górnikiem i był wiele lat po rozwodzie. Izie to nie przeszkadzało. Postanowiła się z nim związać, ale nie przypuszczała, że ten związek zaowocuje drugą ciążą. Dawid był już wtedy dorosły! A tymczasem ona musiała wrócić do pieluch. Mietek ją pocieszał, kiedy płakała. Mówił, że teraz będzie inaczej, bo nie zostanie ze wszystkim sama.

Niestety, mylił się. Zginął w wypadku w kopalni, zanim ich córeczka przyszła na świat.

To był straszny cios dla mamy Dawida. Przez długi czas nie mogła się pozbierać. Przypłaciła to niemal półroczną depresją poporodową.

Dawid często przyprowadzał Marysię na nasze randki, kiedy Iza była w pracy. Nie miałam nic przeciwko. Uważałam wręcz, że to urocze! Miło było patrzeć, jak się z nią bawi.

To był dla mnie jasny przekaz: będzie dobrym ojcem. Nie mogłam się doczekać, kiedy będziemy mieć własne dziecko.

Bez skutku staraliśmy się o dziecko

Szczerze mówiąc, zaczęliśmy się o nie starać jeszcze przed ślubem. Niestety, nie było to takie proste. Mijały miesiące, a mój okres pojawiał się zawsze jak w zegarku. Ginekolog zapisał mi terapię hormonalną, ale nie przyniosła efektów. Lekarz nie dawał nam wielkich szans.

Teściowa wiedziała, że bardzo pragniemy mieć dziecko, ale coś ewidentnie jest nie tak, a mimo to nieraz zdarzyło jej się chlapnąć coś bez namysłu.

– Może weźcie Marysię na tydzień, to wyleczycie się z tego zapału do dzieci! – powiedziała któregoś razu, a ja się omal nie zachłysnęłam kawą. Jak mogła być tak nietaktowna? Marysia wszystko słyszała, a ja poczułam się dotknięta do głębi. Pragnienie posiadania dziecka to nie jakiś tam słomiany zapał! A ona jako kobieta chyba powinna najlepiej to rozumieć! Miałam jednak wrażenie, że macierzyństwo jest dla niej jedynie przykrym obowiązkiem, a nie radością.

Może gdy Dawid był mały, czuła się inaczej, ale teraz nie sprawiała wrażenia szczęśliwej mamy. Jakoś więc przełknęłam tę żabę, udając, że nic się nie stało, i uśmiechnęłam się.

– Chętnie ją weźmiemy – powiedziałam, głaszcząc małą po czuprynie. – Marysia zawsze jest u nas mile widziana.

– Naprawdę mogę u ciebie zostać na kilka dni, ciociu? Ale super! – ucieszyła się i wskoczyła mi na kolana.

Teraz nie było już drogi odwrotu. Izabela z prawdziwą przyjemnością podrzuciła dziecko z plecaczkiem i nie pojawiła się u nas przez cały tydzień.

Tylko raz zadzwoniła zapytać, czy wszystko dobrze. A my spędzaliśmy ze sobą czas jak prawdziwa rodzina.

Zdawałam sobie sprawę, że to taka dorosła zabawa w dom, ale muszę przyznać, że były chwile, kiedy ponosiła mnie wyobraźnia. i miałam wrażenie, że Marysia mogłaby być moją córeczką.

Była naprawdę urocza. Miała rude włoski jak Dawid i roześmiane oczka. Potrafiła długo, jak na czterolatkę, skupić się na zabawie. Lubiła grać z nami w chińczyka, rysować i czytać książeczki. Wieczorem nie marudziła, że nie chce się kąpać, tylko od razu wskakiwała do wanny i udawała, że serwuje mi kawę w mydelniczce.

A kiedy wieczorem kładłam ją do łóżka i opowiadałam jej bajki, które znałam z dzieciństwa, wtulała się we mnie małymi rączkami.

– Mamusia nigdy nie opowiada mi bajek. Fajna jesteś – mówiła, a ja czułam, że się rozpływam.

Nie chciałam się z nią zżywać do tego stopnia, ale było już za późno. Bywała u nas tak często, że stała się po prostu częścią naszego życia. Kochałam ją jak własne dziecko.

Następnego dnia wybrałyśmy się na zakupy. Zamierzałam kupić Marysi ciastolinę, bo bardzo chciała się nią pobawić, a nie wzięła z domu. Przechodziłyśmy ulicą, przy której była hurtownia Izy.

– Chcesz pójść do mamusi? – zapytałam Marysię.

– Mama nie lubi, kiedy jej przeszkadzam w pracy – odpowiedziała od razu.

Jak mogła nam nie powiedzieć?!

Aż ciężko było mi uwierzyć w taką reakcję. Marysia musiała słyszeć to zdanie niejednokrotnie. Zapewniłam ją, że mama bardzo się ucieszy i poszłyśmy w odwiedziny.

Ku mojemu zaskoczeniu w hurtowni nie było Izy, siedziała tam tylko młoda dziewczyna, której nie znałam. Iza nigdy nikogo nie zatrudniała, ale najwyraźniej biznes tak się rozkręcił, że wzięła kogoś do pomocy. Dziwne, że nam się nie pochwaliła. Zapytałam kobietę, czy jest szefowa, a ona spojrzała na mnie zaskoczona.

– Ja jestem szefową – zaśmiała się. – W czym mogę pomóc?

– To chyba pomyłka. Chciałam rozmawiać z panią Izą, która jest właścicielką tej hurtowni.

– Ma pani nieaktualne informacje. Pani Iza sprzedała mi tę hurtownię. Teraz jest za granicą.

Spojrzałam na nią, jakby zwariowała. Co to za brednie?! Iza cały czas mówiła o hurtowni, wiecznie biegała z jakimiś papierami, fakturami czy umowami dla dostawców! Byłam pewna, że ta dziewczyna sobie ze mnie żartuje. Próbowałam się nawet wedrzeć na zaplecze, ale kobieta się zdenerwowała i kazała mi wyjść.

Od razu zadzwoniłam do Dawida, żeby zapytać, czy wie coś na temat sprzedaży firmy Izy i nowej właścicielki. Oczywiście, tak jak przypuszczałam, nie wiedział. Zadzwoniłam więc do teściowej. Odebrała po dłuższej chwili.

– Możesz mi powiedzieć, gdzie jesteś? – zapytałam zirytowana, a ona skłamała, że w hurtowni.

Kiedy powiedziałam, że tam byłam i nowa właścicielka wyjawiła mi prawdę, w słuchawce zapadła cisza.

– Iza, co jest? Jesteś za granicą?! – pytałam zdumiona.

– Tak – odparła. – Wyjechałam do Anglii… do mojego partnera. Poznaliśmy się przez internet. Jestem taka zakochana, Basiu. Wybacz, że ci nie powiedziałam, trochę się obawiałam waszej reakcji – wyznała.

Jeszcze do tamtego momentu miałam nadzieję, że wszystko jakoś się ułoży, chociaż wciąż miałam złe przeczucia…

– Bardzo się cieszę, że kogoś poznałaś. Szkoda, że tak daleko. Ale może z miłości się tu przeprowadzi…

Iza zaczęła coś o nim opowiadać, ale temat przeprowadzki ominęła szerokim łukiem. Miałam wrażenie, że coś ukrywa, i zaczęło mnie to bardzo niepokoić. Zapytałam więc o hurtownię, ale Iza powiedziała, że musi kończyć, bo ma drugi pilny telefon, i że oddzwoni do mnie później.

No nie! Tego było już za wiele.

Marysia patrzyła na mnie podejrzliwie. Była bystra, więc trudno było teraz udawać, że nic się nie dzieje. Starałam się jednak ją uspokoić i zapewniłam, że mamusia musiała na kilka dni wyjechać, ale wróci już niedługo.

Byłam pewna, że mi nie uwierzyła, ale skinęła głową, przyjmując tę wersję.

Wróciłyśmy do domu. Marysia bawiła się ciastoliną, a ja opowiedziałam Dawidowi o tej podejrzanej rozmowie z jego matką.

– Skarbie… nie chcę być czarnowidzem, ale mam wrażenie, że ona sobie tam wije gniazdko. Zabierze Marysię do Anglii i tyle ją będziemy widzieli – powiedziałam smutno.

Trudno było mi sobie wyobrazić życie bez tego małego promyczka. Dawid obiecał, że zadzwoni do matki i porozmawia z nią.

Porzuciła córkę dla mężczyzny

Zajęło dobrą godzinę, zanim udało mu się do niej w końcu dodzwonić. Siedziałam w salonie z Marysią, próbując zająć ją zabawą, żeby nie słyszała, co się dzieje. Sama nasłuchiwałam jednym uchem ich rozmowę, ale zza ściany docierały do mnie tylko strzępki.

Dawid mówił mało i z przerwami.

– Co to znaczy: zostajesz tam? Zwariowałaś do reszty?! A co z firmą?! Czemu sprzedałaś ją obcej osobie bez pytania?! Mogłaś mnie ją zaproponować… Może kogoś bym tam zatrudnił! Marysia ma tu przedszkole, dom… Czy ten twój kochaś nie może przyjechać tutaj?

Długa cisza bardzo mnie zaniepokoiła. Podałam Marysi nowy kubeczek ciastoliny i poszłam zobaczyć, co się dzieje.

Dawid siedział ze spuszczoną głową i zasłaniał twarz rękami. Podeszłam bliżej i spojrzałam na niego.

– Miałaś rację. Nie wraca. Sprzedała firmę – zaśmiał się nerwowo. – Nie przewidzieliśmy tylko jednego. Mama nie powiedziała swojemu angielskiemu kochasiowi, że ma dziecko, i najwyraźniej nie zamierza tego zrobić.

– Co takiego?! – spojrzałam oburzona.

– Wygląda na to, że Marysia zostanie z nami.

Myślałam, że się przewrócę. Nie mogłam uwierzyć, że Dawid mówi poważnie!

Iza nigdy nie traktowała macierzyństwa priorytetowo, ale w najśmielszych snach nie przypuszczałam, że mogłaby porzucić własne dziecko!

Uznałam, że musiały ją ponieść emocje w trakcie nerwowej rozmowy z Dawidem, więc postanowiłam zadzwonić do niej ponownie następnego dnia.

Nazajutrz na moje pytania Iza odpowiedziała ze spokojem, że na pewno świetnie sobie poradzimy i właściwie to robi nam przysługę. Przecież chcieliśmy mieć dziecko i kochamy Marysię, więc to najlepsze rozwiązanie dla nas wszystkich. Emocje dosłownie we mnie buzowały.

Moja córeczka

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Gdzieś w głębi duszy ucieszyła mnie ta sytuacja.

Wcześniej się bałam, że stracę Marysię, a nagle się okazało, że zostaje z nami… Martwiłam się jednak, jak mała na to zareaguje Iza obiecała, że przyjedzie z nią porozmawiać, ale jeszcze tego samego wieczoru przed snem Marysia spojrzała na mnie przenikliwym wzrokiem i powiedziała:

– Ciociu: kochaś, sprzedała firmę, nie wraca. Co to wszystko znaczy? Kto nie wraca?

Przełknęłam ślinę przerażona. No tak! Właśnie mnie przyszło stawić czoła tej sytuacji. Zaczęłam spokojnie tłumaczyć, że mama musiała wyjechać i najprawdopodobniej będzie musiała zostać za granicą, ale bardzo, bardzo ją kocha.

– A z kim ja zostanę? – zapytała wystraszona Marysia.

– Możesz zostać z nami, jeśli tylko tego chcesz… – odparłam ostrożnie, a ona wtuliła się we mnie i powiedziała, że bardzo chce. Zapytała też, czy może mieć tu swój pokój. Zaczęłam się śmiać, rozczulona jej reakcją.

Wiedziałam, że ta sytuacja na pewno będzie miała wpływ na Marysię i mała pewnie będzie ją bardzo przeżywać, ale w tamtej chwili prostu ją przytuliłam, pocałowałam w główkę i powiedziałam, że ją kocham.

Teraz Marysia ma już osiem lat i niemal zapomniała, że kiedyś nie mieszkała z nami. Dwa lata temu formalnie ją adoptowaliśmy. Chodzi do szkoły i jest świetną uczennicą. A poza tym to naprawdę wspaniała dziewczynka.

Teściowa została za granicą. Przyznała się partnerowi do tego, że jej drugie dziecko wychowuje syn z żoną, a on to zaakceptował. Raz do roku przylatuje odwiedzić Marysię, wysyła jej prezenty urodzinowe, ale traktuje ją jak swoją wnuczkę, nie córkę.

Dawid ma do swojej matki wielki żal i rzadko z nią rozmawia, ale ja mimo całej tej sytuacji staram się, aby nasze stosunki były w miarę poprawne. W końcu otrzymałam od niej najwspanialszy dar – moją córeczkę.

Barbara

Zobacz także:

Reklama
  • „Po śmierci mojego męża teściowa pochowała go bez mojej wiedzy. Nigdy mnie nie lubiła, ale to był cios prosto w serce”
  • „Teściowa wyzyskuje moje dzieci i zaprzęga je do roboty jak konie. Kazała synowi całymi dniami rąbać drewno”
  • „Gdy po 7 latach starań zaszłam w ciążę, teściowa mi nie uwierzyła. Uznała, że mam urojenia i udaję, bo za dobrze wyglądam!”
Reklama
Reklama
Reklama