„W tym roku choinki u nas nie będzie. Nie po tym, co odstawił mój syn” [LIST DO REDAKCJI]
Może pora trochę zmienić zasady i zacząć uczyć dzieci, czym jest szacunek i odpowiedzialność? Przykro mi będzie bez światełek i bombek. Ale naprawdę już ledwo daję radę.
- redakcja mamotoja.pl
Droga Redakcjo, zacznę od tego, że jestem bardzo umęczoną mamą i ostatnio zaczęłam zastanawiać się, jak ulżyć sobie, zamiast ciągle iść na rękę dzieciom. Mam w domu dwóch urwisów, dwóch synków, prawie 2-latka i prawie roczniaka. Chyba nie musze tłumaczyć, co dzieje się u nas w domu, zwłaszcza że większość czasu jestem z dziećmi sama. Z nerwów czasem drę sobie włosy z głowy. Dlatego podjęłam decyzję co do świąt. Proszę mnie nie osądzać.
Choinki nie będzie
Żeby nie było – chcę spędzić święta rodzinnie, miło, z mężem i dziećmi, może jeszcze z moim bratem i jego rodziną. Nasi rodzice niestety nie żyją. Nie wykręcam się od pieczenia i gotowania, może tylko sprzątanie sobie odpuszczę, bo nie wyrabiam już i nie chce mi się biegać w kółko ze szmatą.
Ale choinka... nie ma mowy. Powiedziałam i koniec. Uwielbiam bombki, światełka, łańcuchy i zapach lasu, ale niestety, nie w tym roku. Prezenty położymy pod stołem, trudno, świat się od tego nie zawali.
Pewnie zastanawiacie się skąd taka decyzja i dlaczego chcę taką przykrość zrobić dzieciom? To nie tak, nie chcę nikomu sprawiać przykrości. Chcę sprawić spokój sobie samej. Tylko ja w domu sprzątam, tylko ja ścieram rozlane mleko, tylko ja zbieram klocki i latam za dziećmi, żeby nie wyrżnęły głowami o siebie nawzajem. A jak wyobrażę sobie świecącą, kuszącą choinkę na naszej podłodze... Boże broń!
Ostatnio mój dwulatek chodził jak nakręcony i bardzo interesował się naszym stołem. Akurat ustawiałam talerze i dania na obiad, zaraz miał wrócić mąż. Miałam nową, ładną zastawę, była waza z zupą, kilka misek. Na stole obrus. Powtarzałam Tymusiowi, żeby uważał, nie zbliżał się, nie ruszał. I nic. Wystarczyło, że odwróciłam się tylko na moment. Tymek szarpnął za obrus, pociągnął, poleciało wszystko. Myślałam, że zawału dostanę. Dosłownie nogi się pode mną ugięły. Jakimś cudem ta waza spadła na bok, ściana zalana, dywan zniszczony, talerze potłuczone. Krzyk i ryk, po prostu armagedon. Szczęście tylko, że młodszy Kacperek nie siedział w pobliżu.
Mąż się wściekł, że dzieci nie pilnuję i się pozabijają.
Ja sobie nie wyobrażam choinki i tego, co moje dzieci są w stanie z nią zrobić. Naprawdę, dziękuję bardzo. Czy źle robię? Przesadzam? Odbieram dzieciom radość świąt? Proszę o jakieś pozytywne słowo.
Monika
Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.
Zobacz też:
- „Syn płakał, że koledzy go biją. Podejrzałem ich z ukrycia i przeżyłem szok. Współczuję sobie jako ojcu” [LIST DO REDAKCJI]
- „Listy do Mikołaja to tylko dowody na to, że dzieci wcale nie mają wszystkiego, a marzenia się nie spełniają. Tak było i jest” [LIST DO REDAKCJI]
- „Nie pozwolę, by jakiś podrostek krzywdził mi dziecko. Prośby nie pomogły, to sama załatwiłam sprawę” [LIST DO REDAKCJI]