Reklama

Podczas rozmowy na antenie radia RMF FM, wiceminister sprawiedliwości tłumaczył, że „to tylko kilkaset metrów” a poza tym auto wyposażone jest w homologowane urządzenie (inne niż fotelik i podstawka), zapewniające jego dzieciom bezpieczeństwo.

Reklama

Sebastian Kaleta nie musi wozić dzieci w fotelikach?

Kiedy pod przedszkole podjeżdża rządowa limuzyna, oczy wielu kierują się właśnie w jej kierunku. Pewnego dnia świadkowie zobaczyli jeszcze coś: wiceminister Kaleta wsiadł do auta w miejscu, w którym (wnioskując po tym, że wcześniej właśnie tam podróżowały jego dzieci) powinien być dziecięcy fotelik samochodowy.

Do sieci szybko trafiły zdjęcia. A podczas ostatniej rozmowy na antenie RMF FM padły pytania o stosowanie się do przepisów i dbanie o bezpieczeństwo dzieci.

Większość rodziców nie wozi dzieci w fotelikach na krótkich trasach?

Wiceminister Kaleta wyjaśniał: „Wożę dzieci w fotelikach w swoim aucie, a czasami, jak zdarza mi się przejechać kilkaset metrów w drodze do przedszkola, jak większość rodziców…”

W tym momencie redaktor Robert Mazurek nie wytrzymał i wszedł politykowi w słowo:

„Większość rodziców podlega art. 39 kodeksu drogowego, który mówi, że dzieci do 150 cm wzrostu muszą podróżować w fotelikach, a pańskie dzieci zdaje się, są niższe”.

Sebastian Kaleta przyznał, że jego dzieci rzeczywiście są niższe. Dodał jednak, że lista homologowanych, zgodnych z przepisami urządzeń nie kończy się na fotelikach i podstawkach. I on, jako tata, na krótkich trasach korzysta właśnie z innego urządzenia niż fotelik czy podkładka.

Tajemnicze urządzenie polskiej produkcji

Wiceminister nie mógł publicznie podać nazwy i marki urządzenia, które miał na myśli. W innym wypadku mógłby zostać posądzony o „lokowanie produktu”. Urządzenie, o którym mowa, to prawdopodobnie system pozwalający regulować długość pasów bezpieczeństwa do wzrostu dziecka, który jest w naszym kraju dopuszczony do stosowania i bywa używany, gdy np. przewozimy dziecko, a nie możemy skorzystać z fotelika.

„Tylko kilkaset metrów”: słowa, które nie powinny paść z ust ministra i ojca

Bez względu na rodzaj urządzenia, które wykorzystał minister, nie można zapominać, że do ponad połowy zdarzeń drogowych z udziałem dzieci dochodzi w odległości nieprzekraczającej 10 minut drogi od domu. Dlatego słowa mogące świadczyć o bagatelizowaniu niewielkich odległości nigdy nie powinny paść z ust osoby publicznej, ojca i polityka. Wiceminister sprawiedliwości w rządzie Prawa i Sprawiedliwości powinien o tym wiedzieć.

Źródło: rmffm.pl, brd24.pl

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama