Reklama

Zaproszenie na urodziny oznaczało, że matka Kuby mnie zaakceptowała i, jeszcze przed ślubem, przyjęła do rodziny. Kornelia była zawsze dla mnie miła, ale trzymała na dystans i nie dopuszczała do poufałości. Kuba nie przejmował się, twierdził, że matka mnie lubi, tylko potrzebuje czasu, żeby do mnie przywyknąć, bo rodzina to dla niej świętość. Byłam zakochana, nie widziałam świata poza moim chłopakiem i bardzo chciałam mieć liczną, zżytą rodzinę, taką jak jego.

Reklama

– Przy okazji poznasz Iwonę – rzucił od niechcenia, gdy wsiedliśmy do samochodu.
– Twoją siostrę? Tę, która przyjechała z Irlandii? – spytałam podekscytowana.
– Innej nie mam i całe szczęście, bo mógłbym nie wytrzymać. Jak Iwona wbije sobie coś do łba, to nie ma przebacz, była przekleństwem mojego dzieciństwa, teraz jakoś się dogadujemy, ale różnie bywało.

Byłam pewna, że przesadza, w dzieciństwie marzyłam o rodzeństwie, na pewno potrafiłabym docenić Iwonę.

Przed urodzinami Kornelii miałam tremę jak przed występem, byłam pewna, że dostanę się pod obstrzał taksujących spojrzeń licznych krewnych Kuby, a tymczasem ledwie zostałam zauważona. Drzwi otworzyła młoda kobieta, złapała małego chłopca, który próbował wybiec na schody, odsunęła innego i wzięła na ręce trzymającą się jej nogi dziewczynkę.
– Kinga przyszła! – krzyknęła w głąb mieszkania. – I Kuba – dodała po chwili.
– To właśnie Iwona – przedstawił ją mój chłopak.
– Cześć – powiedziałam i rozejrzałam się.

W korytarzu kłębiły się zaciekawione dzieci, młodsze i starsze.
– Słodziaki, to twoja córeczka? – połaskotałam małą po policzku; pamiętałam, że Iwona ma synka, ale nie byłam już pewna.
– Mój jest ten w zielonej koszulce, reszta przychówku jest rodzinna – machnęła ręką Iwona, stawiając dziewczynkę na podłodze.
– Wejdź, wszyscy chcą cię poznać.

Tej chwili się obawiałam, wzięłam głęboki oddech i wkroczyłam na salony.

Krewni Kuby byli bardziej otwarci niż Kornelia, przyjęli mnie ciepło, wypytali dokładnie o wszystko, począwszy od wczesnego dzieciństwa, i… dali mi spokój. Teraz ja zaczęłam im się przyglądać, chcąc wszystkich zapamiętać i nie pomylić się w przyszłości.

– Dużo ich, co? – powiedział z zadowoleniem Kuba, donosząc mi kieliszek wina. – Nic dziwnego, że szwagier oddał nam Iwonę, będzie jej lepiej z nami niż z nim w Irlandii.

O mało nie udławiłam się winem. Jak to?
– Nie mówiłem? Oboje wracają do Polski, z tym że on później. Marek wejdzie z wujkiem Olgierdem w spółkę, ale chwilowo został w Irlandii, przysłał nam Iwonę i małego. Ona jest w ciąży, będę miał drugiego bratanka.
– Albo bratanicę – poprawiła Iwona, stając obok nas. – Zamontowałeś fotelik Bruna w samochodzie? Jutro zawozisz go do logopedy.
– Nie mogę, może Kinga? – rozłożył ręce.

Poczułam się wyróżniona

Prawie uniosłam się w powietrze. Obiecałam, że przyjadę po Iwonę i jej synka o siedemnastej.
– Za późno, urwij się z pracy i bądź o szesnastej, inaczej nie zdążycie – zadysponowała mną przyszła szwagierka. Zamurowało mnie, zapomniałam polskiej mowy i nie odpowiedziałam.

Okazało się, że Iwona nie wybiera się do logopedy, źle znosi ciążę i musi odpocząć, ja mam zawieźć i przywieźć chłopca, zaopiekować się nim i w ogóle zrobić, co trzeba. Nikt wcześniej nie postawił mnie w takiej sytuacji, nie wiedziałam, jak się zachować, żeby nie zrazić do siebie siostry narzeczonego. W ten sposób zgodziłam się na wszystko i stałam się dorywczą opiekunką małego Bruna.

Trzylatek był słodki, ale nie miałam dotąd do czynienia z dziećmi, więc wyprawę do logopedy bardzo przeżyłam. Oddałam chłopca Iwonie, wróciłam do domu i padłam.

Kiedy odpoczęłam, oprzytomniałam i dotarło do mnie, że coś tu jest nie tak.
– Trudno odmówić czegokolwiek twojej siostrze – powiedziałam ostrożnie do Kuby.
– Mnie to mówisz? – zaśmiał się, jakby nie rozumiał, co zaszło.
– Dlaczego Iwona nie może opiekować się własnym synem? – spytałam bardziej otwarcie.
– Jest w ciąży i kiepsko się czuje, dlatego wróciła. Marek dużo pracuje, nie miał dla niej czasu – Kuba powtórzył to, co usłyszał od siostry, mężczyznom można wszystko wmówić.
– Na urodzinach wyglądała kwitnąco, jadła za trzech – odparłam odrobinę kąśliwie. – Czy ona przypadkiem nie wyręcza się krewnymi? Super, że uważa mnie za rodzinę, ale…

Kuba zmarkotniał, popatrzył na mnie uważnie i chwilę się namyślał.
– Zawsze wydawało mi się to oczywiste, ja też często bywałem u wujka. Całymi dniami bawiliśmy się z jego synem Antkiem, wieczorem wujek odwoził mnie do domu lub zostawałem na noc i nikt nie robił z tego problemu. Taką mamy rodzinną tradycję, wszystkie dzieci są nasze. To całkiem fajny układ, dzieciaki się zżywają, zacieśniają więzi, Antek jest teraz moim najlepszym przyjacielem, prawie bratem.
– My nie mamy dzieci – przypomniałam mu z naciskiem.
– Ale jesteśmy rodziną – objął mnie.
Wyzwoliłam się z jego ramion.

Nie byłam pewna, co o tym myśleć, wspólne wychowywanie dzieci wydawało się urocze, ale z daleka.

Czy mnie to też czeka?

Byłam jedynaczką i chociaż marzyłam o dużej rodzinie, nie potrafiłam żyć w kołchozie.
– Dopiero staniemy się rodziną, o ile uda nam się wziąć ślub – powiedziałam sucho.
– Nie wiadomo, czy nie będę musiała urwać się z kościoła, żeby zawieźć Bruna do logopedy.

Kuba roześmiał się, jakby usłyszał świetny dowcip, ale ja się nie ubawiłam. Przeczuwałam nadchodzące kłopoty.

Ślub udało nam się wziąć bez przeszkód, a nawet odbyć miodowe sam na sam, ale zaraz potem z rozmachem wkroczyli w nasze życie Iwona i Bruno. Szwagierka była w ostatnim trymestrze ciąży i nawet ja rozumiałam, że trzeba jej pomóc przy dziecku.

Pytałam wciąż, kiedy wróci ojciec Bruna, żeby zająć się żoną i synem, ale z odpowiedzią nikt się nie kwapił, czemu się nie dziwiłam. Zaczynałam się przyzwyczajać.

Wyczekiwany przeze mnie szwagier przyjechał na krótko, kiedy Iwona urodziła Olafa, zaś Bruno znienacka postanowił przenieść się do nas, choćby tylko na weekend. Tak płakał i jęczał, że się zgodziłam. Chłopcu podobało się, że u cioci i wujka nie ma nowego dzidziusia i że jest dla nas najważniejszy, bardzo się do mnie przywiązał. Ja również go polubiłam, nie miałam serca eksmitować małego do mamy i taty, więc kołowrotek rodzinny się kręcił.

Nie podobało mi się to, suszyłam Kubie głowę, żeby porozmawiał z Iwoną i poprosił ją, by korzystała z naszej pomocy tylko w nagłych przypadkach. Obiecał, że ustawi siostrę do pionu, ale Iwona była odporna na argumenty, mogłaby prowadzić zajęcia z asertywności. Bruno stał się naszym stałym gościem, a podejrzewałam, że za rok dołączy do niego Olaf, bo przecież wszystkie dzieci są nasze. Kiedy myślałam, w co wdepnęłam, opadały mi ręce, nie widziałam wyjścia z tej sytuacji. No, chyba że Bruno zda maturę i się usamodzielni, ale na to musiałam jeszcze poczekać.

No i masz, już wiem, jak będzie wyglądała moja przyszłość

Jakoś w tym czasie odkryłam, że jestem w ciąży. Kuba się ucieszył, ja czułam się doskonale, również dlatego, że właśnie dostałam do ręki broń, którą miałam szansę pokonać sprytną szwagierkę. Świetnie pamiętałam, w jaki sposób Iwona zmusiła mnie do zaopiekowania się jej synem.

Zebrałam się w sobie i poprosiłam ją o rozmowę na osobności – nie chciałam mieszać Kuby w aferę, którą niewątpliwie rozpętam, burząc rodzinną tradycję wspólnego wychowywania dzieci.

Nie bawiąc się w omówienia, zapowiedziałam Iwonie, że teraz i później, jak urodzę dziecko, nie będę miała wiele czasu dla jej syna.

Uśmiechnęła się wyrozumiale i poklepała mnie po ramieniu jak dobra ciocia głupią panienkę.
– To normalne, że tak uważasz, ale zobaczysz, z czasem zmienisz zdanie. Matka ma niespożyte siły, przyroda o to zadbała. Hormony i te sprawy – zacukała się na moment. – Ogarniesz wszystko, nie przejmuj się.
– Tak jak ty? – spytałam słodko, robiąc niewinne oczy.

Nie zrozumiała aluzji.
– Dokładnie – ucieszyła się. – Moi chłopcy już nie mogą doczekać się nowego kuzyna, ja zresztą też. Dzieci nigdy za wiele, wasze będzie niewiele młodsze od Olafa, znakomicie się dogadają, to wielki skarb mieć kuzyna za przyjaciela. Uważam, że dzieciaki powinny wychowywać się razem, rodzinne więzi są najważniejsze.

No i masz, już wiem, jak będzie wyglądała moja przyszłość. Zamiast jednego dziecka, okresowo będę miała troje, bo co mi szkodzi, dam radę, kobieta obdarowana macierzyństwem jest nie do zdarcia.

Chyba, że… Moje dziecko, jak tylko zacznie chodzić, też będzie chciało bawić się u cioci i jej dzieci, chętnie mu to umożliwię, bo nie ma to jak rodzina!

Kinga

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama