„Bez mrugnięcia okiem zostawił mnie i dzieci dla Beaty. Dlatego zdziwiłam się, gdy po latach poprosił o wybaczenie. Miał jednak swoje powody…”
Zjawił się nagle pod moimi drzwiami blady jak ściana, a ja zmartwiałam. Nigdy nie przychodził bez powodu. Coś się stało z dziećmi? Spędzały z nim weekend…
- redakcja mamotoja.pl
Dzwonek do drzwi oderwał mnie od sprzątania. Skrzywiłam się z niechęcią, ale poszłam otworzyć. Rzadko miałam czas, żeby zrobić większe porządki. Ale w ten weekend byłam w domu sama, mogłam więc się tym spokojnie zająć.
Spojrzałam przez wizjer i znieruchomiałam. On?! Jak to? Skąd się tu wziął?
Czym prędzej przekręciłam zamek, pełna najgorszych przeczuć.
– Co się stało? – spytałam.
Edek stał w progu blady. Wyglądał, jakby miał mi oznajmić straszną wiadomość.
Zobacz także
– No, co się stało? – popędziłam go.
– Co? – ocknął się, jakby wrócił z dalekiej podróży. – Nic takiego. Wpuścisz mnie?
Pozwoliłam mu wejść. Poszedł do kuchni i usiadł przy stole.
– Powiedz wreszcie, co się stało. Coś z dziećmi?
Właśnie dlatego byłam sama w domu. Edek zabrał Michała i Sonię do siebie. I powinien być teraz z nimi!
– Uspokój się, dzieciaki są zdrowe i zadowolone. Beata wzięła je do kina, a potem na jakiś obiad.
Jeżeli nie o dzieci, to o co mogło chodzić?
– Coś z twoimi rodzicami? – spytałam.
Nie widziałam ich od rozwodu i wcale nie chciałam widzieć. Kiedy był czas na to, żeby się wtrącili w nasze życie i ustawili trochę syna, umyli ręce. Za to przedtem udzielali mi mnóstwa cennych rad, a szczególnie teściowa.
– Zdrowi… – machnął ręką. – Nie dlatego przyjechałem.
– To dlaczego? – spytałam natychmiast. – Rzadko zabierasz dzieci do siebie, myślałam, że będziesz z nimi siedział murem.
Nie lubiłam, kiedy ta jego Beata zajmowała się dziećmi. Nie żebym ją uważała za szczególnie złą osobę, ale jakoś mi to nie pasowało. W końcu to do niej odszedł mój mąż. Z pełną świadomością przyczyniła się do rozbicia małżeństwa.
O co mu chodzi?
Edek odetchnął głęboko, a ja myślałam gorączkowo, co mogło go tu sprowadzić. Na pewno coś się musiało wydarzyć.
– Mów wreszcie! – niecierpliwiłam się.
– Słuchaj… – powiedział powoli. – Przyszedłem, żeby cię przeprosić.
Zupełnie mnie zatkało.
– Przeprosić? – spytałam z niedowierzaniem. – Niby za co?
– Za wszystko… – spojrzał na mnie i dostrzegłam w jego oczach dziwny smutek.
– Za wszystko, co ci zrobiłem. Wtedy, kiedy się rozstawaliśmy.
To był dla mnie straszny czas. Niebo zawaliło mi się na głowę, a cały świat legł w gruzach. Odkąd Edek powiedział, że mnie już nie kocha i ma kogoś, z kim chce spędzić resztę życia, nie mogłam się pozbierać. Na zmianę miałam ochotę go zabić i błagać, żeby się opamiętał. Generalnie ograniczałam się do tej drugiej opcji. Ale on miał to w głębokim poważaniu.
– Tak już jest w życiu – mówił wtedy Edek. – Wszystko się zmienia, powinnaś się z tym pogodzić.
Wydawał mi się zupełnie obcy. Patrzył na mnie chłodnym wzrokiem albo nawet gorzej – jakby miał przed sobą jakiegoś nieprzyjemnego stwora.
– Chcesz zniszczyć wszystko, co nas łączyło? – pytałam, a on tylko wzruszał ramionami.
– Już nic nas nie łączy – odpowiadał.
– Pogódź się z tym wreszcie!
Właśnie ja wystąpiłam o rozwód. Prawdę mówiąc, miałam nadzieję, że kiedy przyjdzie pozew, Edek się zastanowi. Ale on zdawał się całkiem zadowolony, że sprawa zostanie w ten sposób załatwiona. Miłość zaślepiła go jak nastolatka. Cóż, mężczyzna po czterdziestce bardzo często niewiele się różni od takiego młokosa.
Patrzyłam na jego zbolałą minę i zastanawiałam się, dlaczego właśnie teraz go naszło. Niewiele myśląc, po prostu o to zapytałam.
– Nie gniewaj się, ale potrzebowałem cię przeprosić… – zawiesił na chwilę głos.
– I prosić o przebaczenie.
Teraz już zupełnie mnie zastrzelił. Przebaczenie? Jakie przebaczenie?! Zostawił mnie z dwójką dzieci. Co z tego, że płacił całkiem wysokie alimenty? Przecież powinniśmy stanowić rodzinę. Dzieci potrzebowały ojca, a nie jakiegoś faceta na doskok.
– Przebaczenie – prychnęłam. – Naprawdę myślisz, że to możliwe?
– Ty mi powiedz – podniósł na mnie spojrzenie zbitego psa. – Jeśli nie zdołasz, zrozumiem.
Milczałam przez chwilę, a potem potrząsnęłam głową.
– Najpierw powiedz, co cię naszło. Ale tak naprawdę, bez wciskania kitu.
Teraz on zamilkł, widziałam, jak zbiera się do odpowiedzi. Zdałam sobie sprawę, że ta wizyta musiała go sporo kosztować. Zawsze był dumny i przeprosiny z wielkim trudem przechodziły mu przez gardło.
– Wiesz, zmarł Radek.
Zszokowała mnie ta informacja. Radek był serdecznym kumplem Edka, znali się jeszcze z ogólniaka. Okaz zdrowia, sportowiec i społecznik. Prowadził sekcję siatkówki dla dzieci, a one go uwielbiały. Nie widziałam go od paru miesięcy, ale miał zwyczaj chociaż od czasu do czasu wpadać lub dzwonić. Pamiętał o moich imieninach i urodzinach dzieciaków.
Edek też nie był na pogrzebie
– Co się stało? – spytałam.
– Zawał. Po prostu zawał… – Edek przełknął ślinę. – Po treningu poszedł się umyć i przebrać. Znaleźli go pod prysznicem.
– Kiedy pogrzeb? – spytałam.
– Już był. Tydzień temu.
– Czemu mnie nie zawiadomiłeś?!
– Sam się dowiedziałem przedwczoraj. Wiesz, po naszym rozwodzie ograniczył ze mną kontakty. Nie podobało mu się to, co zrobiłem.
Pokiwałam głową. Radek próbował odwieść mojego męża od tego szaleństwa, ale oczywiście nie miał szans, bo ten był gotów poświęcić wszystko, żeby tylko być z nową miłością.
– Kiedyś powiedziałaś coś takiego… – zaczął Edek. – Wtedy cię wyśmiałem, ale powiedziałaś… Pamiętasz?
– Chyba wiem, o czym mówisz – mruknęłam. – Ale, prawdę mówiąc, sama w to nie wierzyłam. Byłeś taki pewny tego, że postępujesz uczciwie. No bo przecież niczego przede mną nie ukrywałeś.
To była jedna z naszych ostatnich rozmów. To znaczy ostatnich moich prób odwołania się do jego sumienia. A przynajmniej przyzwoitości.
– Kiedyś przyjdzie taki dzień, że zrozumiesz, jak wielką zrobiłeś mi krzywdę – powiedziałam ze łzami w oczach. Opanowałam się jednak, przywołałam złość. Nie chciałam się przy nim rozklejać. – Zrozumiesz, jak podle się zachowywałeś.
Wzruszył po swojemu ramionami. Zresztą, w ostatnim czasie tylko tak reagował na moje uwagi. Za kilka dni miał się wyprowadzić, myślał już tylko o tym, jak cudownie ułoży sobie życie przy swojej Beatce. Nic więcej go już nie interesowało. Owszem, woził dzieci do szkoły i przedszkola, odbieraliśmy je na zmianę, jak komu pasowało, ale tylko tyle.
– Zobaczysz – powtórzyłam z naciskiem. – Opamiętasz się w końcu i to będzie do ciebie wracało.
Rzuciłam to jak przekleństwo, ale sama nie przywiązywałam do tych słów większej wagi. Nie miałam nadziei, że Edek kiedykolwiek pojmie swój błąd. A może nie tyle błąd, co… jak by to nazwać… Grzech?
– Miałaś rację – wymamrotał, a potem zaczął mówić wyraźniej. – Tak, miałaś rację. Od jakiegoś czasu myślę o tym, co było. O tym, jak się zachowywałem. Musiałaś przechodzić piekło.
Pokiwałam głową, a potem zadałam pytanie, które właśnie mi przyszło do głowy.
– A co, Beata cię chce zostawić?
– Nie, po prostu to do mnie wraca. Budzę się czasem w nocy i wtedy przylatują wspomnienia. I widzę, jaki potrafiłem być podły. Jak cię potwornie raniłem – przełknął ślinę i mówił dalej: – Wydawało mi się wtedy, że jestem uczciwy, bo nie ukrywam przed tobą drugiego związku, bo mówiłem ci w oczy, że przestałem cię kochać.
– W sumie to było uczciwe – zauważyłam. – Inni mężowie ukrywają romanse.
– Uczciwe, ale jednocześnie podłe – odparł. – I za to wszystko cię przepraszam.
Przyjrzałam mu się uważnie.
– Tak nagle cię oświeciło? Chyba śmierć Radka ma z tym coś wspólnego.
Wciąż nie mogłam uwierzyć, że ten dobry, ciepły człowiek nie żyje.
– To prawda – odparł Edek. – Wiesz przecież. On był sprawny, mocny, taki typowy wojownik. Ale przeznaczenie nawet jego dopadło. Jeszcze niedawno myślałem, że jestem nieśmiertelny, zdążę wszystko załatwić…
Zrozumiał, że nikt nie jest wieczny
Zamilkł, przymknął oczy, jakby powstrzymywał łzy. Mnie też chciało się płakać – i z żalu za Radkiem, i dlatego, że przeszłość powróciła z całą mocą.
– Człowiek nigdy nie wie, kiedy przyjdzie po niego pani z kosą. A przecież jestem
dokładnie w wieku Radka. Trzeba się zacząć rozliczać ze swoich uczynków – powiedział Edek.
Przestraszył się, że moja nienawiść będzie go ścigać aż za grób? Wątpliwe. Chyba jednak chodziło o to, że faktycznie dotarło do niego, że nie jest wieczny.
– I chcesz wybaczenia – rzuciłam, po czym wbiłam mu jeszcze szpilę. – Mam zapomnieć? Zwariowałeś?
Wstał, podszedł do okna i oparł się tyłem o parapet, zupełnie jak kiedyś, gdy prowadziliśmy rozmowy na ważne tematy. Moje serce drgnęło.
– Nie zapomnieć – zaprzeczył. – Wybaczyć. To nie jest to samo. Trudno cokolwiek wyrzucić z pamięci.
– Łatwiej z serca – zaśmiałam się gorzko. – Coś o tym wiesz.
– Wiem – odpowiedział z powagą. – Właśnie dlatego proszę o wybaczenie. Nie chciałbym odejść, wiedząc, że ktoś mnie przeklina.
Patrzyłam na niego i zaczynałam się łamać. A może raczej rozumieć, co on czuje? Może nieczęsto się ostatnio widywał z Radkiem, ale przecież to był jego przyjaciel. Na pewno mocno odczuł jego stratę.
– Będzie ci łatwiej, jeśli przebaczę? – spytałam.
– Nie wiem – westchnął. – Prawdę mówiąc, wątpię, bo zrobiłem, co zrobiłem, i nic tego nie zmieni. Ale wydaje mi się to jednak potrzebne.
Musiałam przez dłuższą chwilę trawić to, co powiedział. Sumienie go ruszyło po śmierci przyjaciela? A na początku myślałam, że go dopadło tak po prostu, bo sobie pewne sprawy przemyślał. Ale cóż, dobre i to.
Oderwał się od parapetu.
– Rozumiem – powiedział. – Nie potrafisz. Ale chciałem spróbować. Również ze względu na pamięć Radka.
Podszedł do mnie, pocałował w policzek i poszedł do przedpokoju. Właśnie ten prosty gest przypomniał mi, dlaczego kochałam tego człowieka. Był dobry. Może pobłądził, zrobił mi krzywdę, ale był dobry, nie stał się demonem dlatego, że mnie zostawił i zachowywał się wtedy tak paskudnie. Może w ten sposób bronił się wówczas przed wyrzutami sumienia?
– Poczekaj! – zatrzymałam go.
Stanął w już otwartych drzwiach.
– Wybaczam ci – powiedziałam.
Wrócił, stanął w progu kuchni.
– Naprawdę? – spytał.
– Naprawdę. Minęło już parę lat. Wciąż jest mi przykro, wciąż to boli, ale ci wybaczam. Nie chcę żyć, pielęgnując w sobie nienawiść, a nawet zwykłą niechęć. Nie chcę, żebyś się tym zamartwiał.
– Dziękuję – szepnął. – Nawet nie wiesz, jakie to dla mnie ważne.
A potem szybko wyszedł. Jeszcze niedawno pomyślałabym ze złością, że zwyczajnie uciekł, ale nie teraz. Wyszedł, bo musiał to sobie poukładać. Pewnie jeszcze zechce o tym kiedyś porozmawiać.
A ja? Uśmiechnęłam się smutno do zamkniętych drzwi. I nagle poczułam wielką ulgę, zupełnie jakby do tej pory moją duszę ugniatał jakiś zimny głaz.
I naszła mnie refleksja, że to wybaczenie było chyba potrzebne tak samo mnie, jak i jemu. A może mnie bardziej?
Rok później Radek umarł. Podczas rozmowy już wiedział, że jest śmiertelnie chory…
Iwona
Zobacz także:
- „Mój brat twierdzi, że kłamie, bo nie chce stracić córki. A ja boję się, że to on odpowiada za zniknięcie Joanny”
- „Mariusz był biedny, a jego mama leżała w szpitalu. Chciał ukraść pieniądze z kościoła, ale przyłapał go ksiądz. Nie odpuścił mimo błagań chłopca…”
- „Miałam umowę z mężem, że nie będę wychowywać córki w wierze. Nie dotrzymałam obietnicy, a potem wydarzyło się najgorsze…”