Reklama

Weź to zdjęcie, Jacusiu – mówił z trudem, widziałem grymas bólu na jego twarzy. – Jesteś na nim ze swoim braciszkiem bliźniakiem. Zostaliście rozdzieleni w domu dziecka. Gdy ciebie adoptowaliśmy, on już był z inną rodziną.

Reklama

– To naprawdę mój brat? Dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz?

– Wybacz mi, już dawno miałem ci o tym powiedzieć… – tata był bardzo wzruszony – ale najpierw byłeś za mały, a potem było tyle innych spraw, że tę odkładałem na później. Przepraszam.

– Ten bliźniak jest do mnie niepodobny – zdziwiłem się.

– Tak się często zdarza – powiedział ojciec. – znajdź go, we dwóch będzie wam raźniej. Ma na imię Jan. O ile wiem, dostał takie samo zdjęcie.

Niespełna miesiąc po tej rozmowie tata zmarł. Ja schowałem fotografię i… zapomniałem o sprawie.

Fatalna zabawa

Pracowałem w firmie transportowej jako kierowca. Dostaliśmy zaproszenie na bankiet z okazji dwudziestolecia PRL-u, jak w skrócie nazywaliśmy Przedsiębiorstwo Robót Leśnych. Poszedłem z moją żoną, która w przeciwieństwie do mnie umiała i lubiła tańczyć. Ani się obejrzałem, jak Mariolę otoczył wianuszek chętnych, by porwać ją na parkiet. Przebierała w partnerach jak w ulęgałkach. Około północy byłem już mocno zmęczony, we łbie huczało mi jak na łodzi podczas sztormu. Szczęśliwie zabawa dobiegała końca. Próbowałem wśród tańczących odnaleźć żonę, ale nigdzie jej nie zauważyłem.

– Nie widziałaś Mariolki? – spytałem Jolkę, która akurat zeszła z parkietu.

– Pewnie gdzieś tam pląsa – odpowiedziała z zazdrością.

Usiadłem na ławie w pobliżu tańczących. Po kilku minutach Mariola wyłoniła się z tłumu zdyszana i czerwona na twarzy, ale uśmiechnięta od ucha do ucha. Za nią szedł Mirek, pracownik leśny. Właściwie go nie znałem, facet miał jednak opinię takiego, co bzyka wszystko, co chodzi, poza budzikiem. Nie ucieszył mnie widok jego i Marioli.

– Wytańczyłam się za wszystkie czasy – żona rzuciła mi się na szyję – Pan Mirek był tak uprzejmy i mnie odprowadził – dodała.

– Dzięki – powiedziałem do Mirka, a ten skinął głową i odszedł uśmiechnięty.

Przyszłą żonę poznałem na szosie. Stała z walizką w ręku na przystanku PKS kilkanaście kilometrów od naszego miasta. Padał deszcz, a ja wracałem z tartaku. Zatrzymałem się i… od razu mi się spodobała. Zanim wysiadła, umówiliśmy się na następny dzień na ciastko i lody. Pół roku później wzięliśmy ślub.

Poszukiwania zacząłem od wizyty w domu dziecka

Dopiero po jakimś czasie opowiedziałem żonie swoją historię i pokazałem zdjęcie, które dał mi tata.

– Masz bliźniaka? Naprawdę? Nie znasz go? Dlaczego go nie szukałeś? – zarzuciła mnie pytaniami. – Nie martw się, razem go odnajdziemy! – powiedziała, zanim zdążyłem się wytłumaczyć, że tyle się działo i zwyczajnie zapomniałem, bo przecież nigdy nie miałem rodzeństwa.

Pojechaliśmy z Mariolą do domu dziecka, z którego mnie i brata zabrano. Niestety, personel nie chciał mi udzielić informacji. Potwierdzono jedynie, że miałem brata. Dowiedziałem się, że nasi rodzice zginęli w wypadku i nie było nikogo, kto mógłby się nami opiekować. Janka zabrała jakaś bogata rodzina.

– Ci państwo zastrzegli sobie, żeby nie ujawniać ich danych – informowała kierowniczka placówki. – Mogę jedynie powiedzieć, że to szanowani i zamożni ludzie, którzy stworzyli pańskiemu bratu znakomite warunki do życia i rozwoju.

– A dlaczego nie zabrali także mnie, przecież byliśmy rodzeństwem? – spytałem.

– Pracowałam wówczas w innym mieście. Nie powinno się rozdzielać rodzeństwa, ale czasami tak się dzieje.

– Jak mogę odszukać brata? – liczyłem, że kierowniczka coś mi doradzi.

– Może za pomocą mediów, na przykład Facebooka – stwierdziła. – Podobno to działa. Mieliście po dwa lata, gdy Janka zabrano. On pana nie zna, dzisiaj może się zupełnie inaczej nazywać i nie chcieć z panem kontaktu. Radzę jednak nie rezygnować z poszukiwań, dobrze jest mieć rodzeństwo, które pomoże w potrzebie – dodała na pożegnanie.

– Napiszemy post na Facebooku – powiedziała Mariola, gdy wyszliśmy z domu dziecka. – Zamieścimy to zdjęcie, które dostałeś od ojca. Na pewno go znajdziemy! Ciekawa jestem, jak teraz wygląda twój braciszek? – szczebiotała żona. – Czy jest tak samo przystojny jak ty? Ciekawe, czy mi się spodoba? Gdzie mieszka i co robi? Jak mówiła ta kierowniczka, nie jesteście z Jankiem bliźniakami jednojajowymi tylko dwujajowymi, bo stanowiliście dwa oddzielne płody, dlatego nie byliście do siebie podobni.

Założyliśmy profil na Facebooku. Opisaliśmy, jak nas rozdzielono. Nie dodałem fotki, którą dostałem od ojca. Chciałem, by zamieścił ją mój ewentualnie odnaleziony brat. Wtedy miałbym pewność, że to on. Na końcu posta zamieściliśmy apel: „Jeśli poszukujesz brata, napisz i załącz zdjęcie z dzieciństwa!”.

W ciągu kilku dni otrzymaliśmy kilkadziesiąt listów i odpowiedzi, a także mnóstwo zdjęć. Żadna fotka nie przedstawiała mnie i Janka. Na część listów odpisałem i czekałem na dalsze zgłoszenia.

To było jak grom z jasnego nieba

Świtało, gdy z Mariolą wróciliśmy do domu z bankietu z okazji dwudziestolecia PRL-u.

Trzy miesiące później zauważyłem u żony lekko zaokrąglony brzuszek. Wyglądała, jakby była w ciąży. Staraliśmy się o dziecko. Czyżby się udało?! – ucieszyłem się, ale zaraz przyszły wątpliwości: dlaczego nic mi nie powiedziała?

– Jesteś w ciąży? – spytałem wprost przy kolacji. – Mam wrażenie, że się troszkę zaokrągliłaś? Który to miesiąc?

Drgnęła, gdy zadałem to pytanie. Po sekundzie zaczerwieniła się i drżącym głosem odpowiedziała:

– Chyba trzeci.

– Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?

– Bo widzisz, myślę… Nie, jestem pewna, że to dziecko nie jest twoje – rozpłakała się.

Poczułem się, jakby mnie koń kopnął prosto w twarz.

– Jak to nie moje? A niby czyje? Puszczałaś się? – nie mogłem uwierzyć.

– To dziecko Mirka – powiedziała cicho.

– Wiesz, wtedy, na zabawie…

– Co?… Jak mogłaś mi to zrobić?! – krzyknąłem wściekły.

– On mnie wtedy uwiódł… – nie słuchałem jej tłumaczenia, wypadłem z mieszkania, trzasnąwszy drzwiami, aż tynk odleciał od ściany. Wybiegłem na ulicę i pędziłem przed siebie byle dalej, żeby nie myśleć o tym, co się stało. Bardzo kochałem żonę. Jej zdrada była dla mnie strasznym ciosem. Nie rozumiałem, dlaczego to zrobiła. Wróciłem do domu nad ranem. Zastałem Mariolę zapłakaną w kuchni.

– Wybacz mi, uwiódł mnie – prosiła z płaczem. – Tańczyliśmy, trochę wypiłam i jakoś tak wszystko się potoczyło…

– Nie wyrzucę ciężarnej z domu – powiedziałem. – Z nim się rozprawię jak mężczyzna, a co z tobą – nie mam pojęcia. Jeszcze o tym porozmawiamy.

Zaśmiał mi się bezczelnie w nos

Następnego dnia pojechałem do lasu, gdzie wraz z chłopakami pracował Mirek. Dorwałem go przy rębaku, maszynie do rozdrabniania gałęzi. Gdy mnie zobaczył, roześmiał się na głos, oparł o maszynę i czekał, aż podejdę.

– Uwiodłeś moją żonę! – starałem się przekrzyczeć hałas pracującego rębaka.

Mirek uśmiechał się drwiąco.

– Jak nie umiesz dogodzić żonie, to robią to inni! – wypalił mi prosto w twarz, a stojący obok koledzy zaśmiali się szyderczo. Zagotowałem się. Bydlak uwiódł mi żonę i jeszcze szydzi!? Zamachnąłem się, by zdjąć mu z pyska ten wredny uśmieszek. Stracił równowagę i wpadł do rębaka. Rzuciłem się na ratunek, złapałem Mirka za nogi, koledzy za pasek od spodni, ktoś wyłączył maszynę. Wspólnymi siłami ułożyliśmy go na ziemi. Żył, ale potwornie krwawił.

– Karetka! Wezwijcie karetkę! – krzyknąłem i nachyliłem się nad Mirkiem, bo zobaczyłem, że chce coś powiedzieć.

– Zdjęcie… W kieszeni – wyjąkał z trudem. – To ja… Janek!

Nie byłem pewien, czy dobrze usłyszałem. W tylnej kieszeni jego spodni znalazłem portfel, a w środku zdjęcie identyczne jak to, które dostałem od taty.

– Jesteś moim bratem?! – nadal nie wierzyłem. Przytaknął z trudem. – Szukałem cię! Dlaczego milczałeś?! – ryczałem nad rannym. Nic już nie odpowiedział. Skonał.

– To był mój rodzony brat! Rozdzielili nas w domu dziecka… – złapałem się za głowę, nie płakałem, wyłem z bólu i przerażenia.

Lekarz pogotowia stwierdził zgon. Oglądając obrażenia brata, powiedział:

– Nie miał szans, stracił zbyt dużo krwi.

– Jak doszło do wypadku? – spytał przybyły na miejsce policjant.

– Kolega stał przy rębaku na tych pociętych gałęziach – Wiesiek wskazał leżące przy maszynie kawałki drewna – zachwiał się i wpadł do środka. Jacek złapał go za nogi, wspólnie go wyciągnęliśmy.

Tydzień później odbył się pogrzeb brata. Został pochowany pod swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem – Jan Koszelak.

Postanowiłem, że zostanę z Mariolą, bo nosi pod sercem dziecko mojego brata. I obiecałem sobie, że będę je kochał jak własne. Podczas ostatniego badania okazało się, że żona urodzi bliźnięta…

Jacek

Zobacz także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama