„Córka z niewinną miną poprosiła mnie o wizytę u ginekologa. Zgodziłam się, a ona mnie perfidnie oszukała”
Córka poprosiła mnie, bym zabrała ją do ginekologa. Nie chciała jednak, bym została w gabinecie, a po wyjściu była dziwnie tajemnicza. O co tutaj chodzi?
- redakcja mamotoja.pl
Mamo, muszę z tobą porozmawiać – Gosia przyszła do mnie do kuchni, gdy przygotowywałam obiad.
– Może potem? Na spokojnie. Tata wróci, zjemy…
– No właśnie wolałabym pogadać, zanim tata wróci. Wiesz, jak kobieta z kobietą.
Oho, zabrzmiało poważnie. Czyżby moje dziewczątko wyrosło mi niepostrzeżenie na młodą kobietę? W sumie to miłe, że chcąc się poradzić, zwraca się do matki, zamiast biec do koleżanek czy szukać odpowiedzi w internecie. Sądziłam, że czasy bycia autorytetem już się dla mnie skończyły – wraz z wejściem Gosi w okres nastoletni – i póki nie założy rodziny i nie zacznie pytać o prowadzenie domu czy jak kąpać niemowlaka, mogę zapomnieć o szczerych babskich pogaduchach. A tu, proszę, niespodzianka.
Gosia była trochę zawstydzona, więc pomyślałam, że może pokłóciła się ze swoim chłopakiem, i chce podpytać, co zrobić.
– No dobrze, mam chwilę, zanim mięso dojdzie w piekarniku, a ziemniaki się ugotują – uśmiechnęłam się. – Zrobić nam herbatki do tej rozmowy?
– Nie, nie trzeba, to właściwie tylko taka prośba… – córcia wydawała się coraz bardziej zmieszana.
– Rany, wyduś to wreszcie z siebie! – roześmiałam się.
Wzięła głęboki oddech.
– Chcę, żebyś poszła ze mną do ginekologa. Póki nie mam szesnastu lat, musisz być ze mną, potem wystarczy już podpisana zgoda.
– Hej, kochanie, no jasne. Coś się dzieje? Źle się czujesz?
– Po prostu chciałabym sprawdzić, czy wszystko jest okej – Gosia spiekła raka, choć ja naprawdę nie widziałam powodu.
– Oczywiście, żuczku, zapiszę cię i pójdę razem z tobą.
W tym kraju tu i tam wciąż obowiązuje tabu odnośnie układu rozrodczego kobiet, a okres nazywa się „tymi dniami”, ale ja zawsze starałam się córkę uświadamiać, oczywiście stosownie do jej wieku, by nie musiała szukać wątpliwej wiedzy gdzieś pokątnie. A już na pewno nie chciałam, by wstydziła się swojego ciała i jego funkcji. Wizyta u ginekologa powinna być traktowana jak wizyta u dentysty albo badanie krwi – raz na jakiś czas warto sprawdzić, czy wszystko w porządku. Skoro pomyślała o tym wcześniej niż ja, byłam z niej dumna.
Skąd nagle te sekrety?
Wybrałam prywatną klinikę, żeby było szybciej, i już dwa dni później siedziałyśmy razem pod gabinetem.
– Nie chcę, żebyś wchodziła razem ze mną – powiedziała nagle Gosia.
– Przecież będziesz za parawanem, zresztą…
– Nie chcę. Mamo, wstydzę się. Uszanuj to. To są moje granice i koniec.
Skinęłam głową. Weszłam z nią tylko po to, żeby wyrazić zgodę na badanie, a potem wycofałam się i siedziałam pod drzwiami. Jako jej opiekun prawny miałam możliwość wglądu w jej dokumentację i szczerze mówiąc, zamierzałam z tej możliwości skorzystać. Zaniepokoiły mnie te tajemnice. Co jest aż tak prywatne, żebym nie mogła tego usłyszeć? Rozumiem, intymność, prawo do prywatności, ale między matką a córką chyba nie powinno być aż takich sekretów? Do tej pory wiedziałam o wszystkim, co dotyczyło stanu zdrowia Gosi, a teraz zaczęła wprowadzać jakieś granice…
Drzwi się otworzyły.
– Wszystko w porządku, niepotrzebnie się martwiłam – uśmiechnęła się.
– Zawsze lepiej się upewnić, niż coś zaniedbać. A to co? Recepta? – spytałam, wskazując na wydruk, który trzymała w dłoni.
– Tak, na jakieś globulki, których mam używać od czasu do czasu po okresie, żeby nie pojawiały się infekcje.
Od czasu do czasu? Co to za zalecenie?
Bezczelnie mnie okłamała!
Nazajutrz poprosiłam o wgląd do karty. Może młoda nie wszystko mi przekazała, może coś zbagatelizowała. Wolałam trzymać rękę na pulsie. Totalnie jednak nie spodziewałam się tego, co zobaczyłam w karcie mojej piętnastoletniej córki. Lekarka wpisała jej receptę na tabletki antykoncepcyjne, a nie jakieś globulki przeciwko infekcjom! Najwyraźniej Gośka świadomie mnie okłamała, by osiągnąć swój „sekretny” cel.
Pod pozorem rutynowej kontroli zaciągnęła mnie do ginekologa, bym wyraziła zgodę na badanie, a potem, gdy nie było mnie już w gabinecie, dostała to, po co naprawdę przyszła. Zachowała się jak wytrawna krętaczka, ale… na Boga, była jeszcze dzieckiem! No okej, rozumiem, czemu ginekolożka uznała, że lepsze pigułki niż młodociana matka, ale chyba ja też miałam tu coś do powiedzenia, prawda? A ja uważałam, że na takie „aktywności” było dla Gosi zdecydowanie za wcześnie!
Wracałam do domu zła, nie wiedząc, jak zareagować. Udawać, że nic nie wiem, czy nadwerężyć zaufanie, którym mimo wszystko Gosia mnie obdarzyła, i wytknąć jej matactwo? Zdecydowałam na razie nic nie mówić. Przemyślę sprawę, zobaczę, jak młoda będzie się zachowywać, a potem porozmawiamy.
Ale kiedy tylko ją zobaczyłam, gdy ze słodkim uśmiechem witała mnie w drzwiach, na nowo złość mną targnęła. Upewniłam się, że jesteśmy same w mieszkaniu, i przystąpiłam do ataku.
Nawet nie chciałam o tym myśleć
– Po co ci tabletki antykoncepcyjne?
Poczerwieniała jak burak.
– Skąd wiesz? – bąknęła.
– Bo jestem twoją matką i mam wgląd do twojej dokumentacji medycznej! – zawołałam. – I zajrzałam, bo chciałam się upewnić, że nic ci nie jest!
– No to już wiesz! – odpyskowała i uciekła do swojego pokoju.
Poszłam za nią.
– Czy wy z Sebastianem…? – urwałam, nie byłam w stanie wymówić słowa „seks” w odniesieniu do mojej córeczki, a co dopiero poradzić sobie z obrazami, jakie podsuwała mi wyobraźnia.
– A ty mi się zwierzasz, czy ty i tata to robicie? Jak, kiedy, ile razy? To prywatna sprawa!
– Nie, jeśli jesteś niepełnoletnia. I nie bądź bezczelna.
– Może jeszcze powinnam czekać z tym do ślubu, by jako dziewica zakładać welon, co? Nieważne, że trzydziestka na karku…
– Gośka! – warknęłam, dając jej znak, żeby przegina. – Nie chcę, żebyś zmarnowała sobie życie. I nie mam ochoty już zostawać babcią!
– A czy nie od tego jest antykoncepcja? – zakpiła. – Nieważne. Właśnie dlatego nic ci nie powiedziałam. Chciałam uniknąć scen.
Ona nazwała to sceną! Pięknie. Nie dość, że mnie okłamała co do prawdziwych powodów wizyty u ginekologa, nie dość, że nie powiedziała, jakie leki zamierza przyjmować ani dlaczego je chce brać, to jeszcze uważa mnie za histeryczkę urządzającą sceny. Miałam święte prawo się oburzać, poczuć się oszukana, zdradzona, rozżalona. W ogóle buzowało we mnie jak w kotle. Miałam wrażenie, że nawaliłam jako matka, skoro córka robi takie rzeczy. Że zawiodłam też jako kobieta, która jako starsza powinna wspierać tę młodą na drodze poznawania swojej kobiecości.
Jednak na pierwszym planie ciągle były pretensje i złość, a także żal, że córka coś ukrywała, że kłamała w żywe oczy. Dlatego wycofałam się z jej pokoju, by nie wywarczeć w gniewie o parę słów za dużo.
Zadzwoniłam do przyjaciółki. Z Anką mogłam pogadać o wszystkim, a jej trzeźwe spojrzenie na świat nieraz już studziło moją rozgorączkowaną głowę. Zawsze wiedziała, co zrobić, co powiedzieć. Spokojna, delikatnie uśmiechnięta, lekko ironiczna, umiała okiełznać każdą wymykającą się spod kontroli sytuację.
– Zapomniał wół, jak cielęciem był – skwitowała. – A ty sama, hipokrytko jedna, ile miałaś wiosen, gdy wianeczek straciłaś, przypomnij mi, hm?
Zarumieniałam się, jak przyłapana na wyjadaniu lodów w środku nocy.
– Chyba siedemnaście, prawda? Przeszłości nie zmienisz, moja droga, ale masz wpływ na wasze układy z Gosią teraz i w przyszłości. Czy będzie wobec ciebie szczera, czy będzie unikać jakiejkolwiek rozmowy z tobą, bo zaraz ją oceniasz i krytykujesz. Porozmawiaj z nią, nie krzycz, tylko zwyczajnie porozmawiaj.
Westchnęłam ciężko. Anka miała rację. Co mi dadzą wrzaski nad rozlanym mlekiem? Choć miałam ochotę przełożyć smarkulę przez kolano, przełknęłam rozżalenie i stanęłam wieczorem przed drzwiami do pokoju córki. W końcu zebrałam się na odwagę, zapukałam i weszłam.
– Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałam – zaczęłam. – Po prostu trudno mi się pogodzić z tym, że podjęłaś tak wcześnie tak poważną decyzję. Ale krzyki niczego nie zmienią. Nie mam prawa narzucać ci mojego zdania ani mojego sposobu patrzenia na świat, mogę tylko prosić, byś była rozsądna, byś dobrze się zastanowiła…
– Okej, już – przerwała mi, unosząc dłoń. – Wystarczy tego kajania się, a trucie nie jest dużo lepsze niż wrzaski – Gosia zawiesiła głos i rzuciła mi sondujące spojrzenie. Jakby sprawdzała, czy naprawdę przyszłam z dobrą wolą pogodzenia się.
Zagryzłam wargę, by nie rzucić ripostą i nie dać jej szlabanu do pełnoletniości.
Zadowolona z mojego milczenia, Gosia kiwnęła głową.
– No to teraz mogę ci powiedzieć, że o tabletki antykoncepcyjne poprosiłam dlatego, że pomagają na trądzik, a ja mam naprawdę dość tego syfu, który wykwita mi na twarzy. Dermatolożka mi to poleciła podczas ostatniej wizyty, a że akurat tata mnie na nią zawiózł, to o tym nie słyszałaś.
– Że co? – otworzyłam usta.
Gosia wzruszyła ramionami.
– Nie moja wina, że myślisz tylko o jednym. Ale takie obsesje się podobno leczy.
Zignorowałam jej złośliwości.
– Ale dlaczego mnie okłamałaś, że to coś przeciwko infekcjom, zamiast powiedzieć prawdę? I jeszcze pozwoliłaś mi wierzyć, że…
– Bo zanim zdążyłabym dokończyć, zrobiłabyś aferę, nawet wśród tych ludzi w poczekalni, a ja nie będę przy obcych gadać o moich pryszczach. Zresztą nie wiadomo, czy to poskutkuje. Powiedziałabym ci, gdyby zadziałało.
Nic dziwnego, że mi się nie zwierza…
Gosia rzeczywiście miała problemy z trądzikiem, choć nie sądziłam, że bolało ją to aż tak, by sięgać po takie metody leczenia. No i przecież nie miałabym nic przeciwko temu… Hola, czy na pewno? Czy nie zaczęłabym się zastanawiać, czy nie połączy pożytecznego z występnym? I skoro już bierze pigułki, to może skusi się też na seks?
Kobieto, co z tobą? Jesteś matką czy policjantką? I ty się dziwisz, że dziecko nic ci nie mówi?!
Teraz już wiedziałam, że poległam na całej linii. Zamiast dopytać o szczegóły, wyciągnęłam błędne wnioski i pozwoliłam, żeby nad rozumem zapanowały emocje. Nie powinno tak być, zwłaszcza w kwestii wychowywania dzieci. Na szczęście moja „za młoda na różne rzeczy” córka okazała się jednak wystarczająco dojrzała, by wiedzieć, na co jest za młoda, a także dostatecznie rozsądna i tolerancyjna, by podjąć ze mną dialog. Bo nie tylko rodzice wobec nastoletnich dzieci, ale również nastoletnie dzieci wobec rodziców muszą zdobywać się na wyrozumiałość i mieć do nich anielską cierpliwość. A że osładzają sobie to kpiną, sarkazmem i złośliwościami, to już inna sprawa. Choć lepszy taki bunt niż uparte milczenie albo ucieczka z domu.
Iwona
Zobacz także:
- „Jej mama wcale tego nie powiedziała. Ale dzięki temu, że skłamałam, ta 15-latka żyje. I przestała się za to obwiniać”
- „Iwona powiedziała mi i żonie, że jest ze mną w ciąży. Ja przecież jej nie tknąłem! Tylko jak to wytłumaczyć Marzenie?”
- „Kiedy ojciec odszedł, dowiedziałem się, że mam już 12-letniego brata. Mój tata go zostawił, a on pilnie potrzebował pomocy”