Reklama

Zbliżają się ferie zimowe, drugie w szkolnej karierze mojej jedynej wnusi. Już nie mogę się doczekać, kiedy ją zobaczę. Moja córka na szczęście zmądrzała i zrozumiała, że dziecku potrzebny jest luz i wypoczynek, i na całe dwa tygodnie przywozi Hanię do nas… A jeszcze latem zeszłego roku trudno mi ją było na to namówić. Z racji odległości nie widuję wnuczki tak często, jak rodzice Darka, mojego zięcia, którzy mieszkają na miejscu, dlatego każda chwila spędzona z Hanią jest dla mnie bezcennym skarbem.

Reklama

– Kiedy przywieziesz mi Hanię? – spytałam córkę, gdy zadzwoniła.

– Mogłaby spędzić u nas całe wakacje albo chociaż większą ich część.

– Całe wakacje? Mamo! To niemożliwe! Zaraz po zakończeniu roku ma obóz tenisowy, a potem chciałabym zapisać ją na pływanie i do szkółki językowej. W szkole mają tylko angielski, a ja chciałabym, żeby znała co najmniej dwa języki obce, jeśli nie trzy.

– Natalka! Co ty mówisz! Przecież Hania ma wakacje! Powinna odpocząć, nabrać sił na nowy rok szkolny!

– Nabierze ich na basenie i tenisie! – orzekła córka. – Nie może marnować czasu! Musi się nauczyć od dziecka, że najważniejsze jest inwestowanie w siebie! Ja nie inwestowałam i wylądowałam w supermarkecie!

– Ale jesteś kierowniczką, nieźle zarabiasz i sama mówiłaś, że lubisz swoją pracę… A Hania ma wakacje!

– Lubię, bo innej nie mam… – warknęła córka. – A Hania, jak dorośnie, tylko mi podziękuje!

– To przecież jeszcze dziecko! A ty przez całe wakacje wypoczywałaś, bawiłaś się, do głowy by mi nie przyszło, żeby cię do nauki gonić!

– Mamo! Teraz mamy inne czasy! Ja cię nie winię za to, że się obijałam w wakacje, bo nie było innych możliwości na wsi… Ale w mieście łatwiej zadbać o wszechstronny rozwój dziecka i ja to właśnie robię! Przyślę ci Hanię na tydzień, góra dwa tygodnie. Rozumiem, że za nią tęsknisz, ale przecież możesz przyjechać do nas, mogłabyś ją odprowadzać na zajęcia.

Zajęcia wybrała Natalia, nie słuchając mojej wnuczki

Tłumaczyłam, prosiłam, ale Natalia pozostała nieugięta. W końcu stanęło na tym, że przyjadę do córki na początku wakacji na dwa tygodnie i zajmę się Hanią, a na ostatnie dwa tygodnie sierpnia wnuczka przyjedzie do nas. Nie bardzo mi to było na rękę, bo lipiec w gospodarstwie to gorący czas, ale mój mąż i starsza córka obiecali, że zajmą się wszystkim.

– Jedź, mamo! Wiem, jak tęsknisz za Hanią, a moich wisusów masz na co dzień, zresztą to już duże chłopaki i więcej czasu spędzają z kolegami! – powiedziała Halinka. – Zagonię ich do pomocy tacie. Damy sobie radę. A ja narobię przetworów…

Pojechałam więc. Hania uwiesiła mi się na szyi na powitanie.

– Babciu! Tak się za tobą stęskniłam!

Po obiedzie chciałam pobawić się z wnusią, ale Natalia powiedziała, że Hania ma do odrobienia ćwiczenia z francuskiego i zagoniła córeczkę do pokoju, choć mała omal się nie rozpłakała. W następnych dniach aż przecierałam oczy ze zdumienia.

Hania zawsze była takim wesołym, żywiołowym i pogodnym dzieckiem, teraz miałam do czynienia z nadmiernie poważną dziewczynką, która jak mantrę powtarzała za matką, że trzeba się rozwijać, po czym z miną skazańca wędrowała na coraz to nowe zajęcia, na które pozapisywała ją Natalia.

Razem jadłyśmy tylko posiłki i spędzałyśmy wieczorem kilka chwil, ale wtedy Hania była już zmęczona i oczy jej się kleiły… Przez cały dzień jeździła to na basen, to na kort tenisowy, to do szkoły językowej, to na zajęcia plastyczne, taniec. Zupełnie jakby była w szkole, nie na wakacjach! A ja patrzyłam ze smutkiem, jak niechętnie zostawia zabawki i z ociąganiem idzie do drzwi, kiedy nadchodził czas kolejnych zajęć.

– Lubisz grać w tenisa? – spytałam kiedyś, gdy Hania wlokła się na kort.

– Nie lubię, babciu! Ale mama mi każe, bo mówi, że to rozwija i można zostać sławnym! – wyjaśniła Hania.

Za pływaniem też nie przepadała, tym bardziej gdy okazało się, że zajęcia to nie żadna zabawa, tylko regularne treningi. Hania bała się i narzekała na ból brzucha przed zajęciami.

– Przełamie się! – zawyrokowała Natalia. – Ja też z początku nie lubiłam chodzić na fitness, a teraz to dla mnie najlepszy relaks!

– Ale ona boi się wody! I tenisa też nie lubi… – próbowałam się wtrącić.

– Boi się, bo nie miała z wodą kontaktu! Żałuję, że tak późno ją zapisałam. Inne dzieci chodzą od niemowlęctwa. A tenisa nie lubi, bo jej się nie chce trenować! Musi przełamać w sobie lenistwo i wyrobić wytrwałość, bo do niczego w życiu nie dojdzie.

Jedynie nauka francuskiego sprawiała Hani trochę przyjemności, bo okazało się, że ma talent do języków i uczy się ich z łatwością. Niestety, i na te zajęcia chodziła bez zapału, bo jej koleżanki z podwórka bawiły się beztrosko i korzystały z wakacji, podczas kiedy ona dreptała do szkoły językowej. Kiedyś, po lekcji tenisa, którą Hania okupiła kolejną dawką nerwów, zatrzymałyśmy się przy ogrodzeniu pobliskiego klubu jeździeckiego.

– Ale fajne koniki! Babciu! A jak przyjadę do ciebie, to będę mogła pojeździć na koniku? – spytała.

– Pewnie! Sąsiad ma szkółkę jeździecką, to na pewno pojeździsz, no, jeśli tylko mama ci pozwoli.

– Mama nie pozwoli… – jęknęło dziecko. – Tata chciał, żebym jeździła i ja też prosiłam, bo lubię koniki, ale mama powiedziała, że to mało przyszłościowe i mniej światowe niż tenis. Powiedziała, że więcej sławnych ludzi gra w tenisa, niż jeździ konno… Babciu… A może byśmy mamie nic nie mówiły? Proszę…

Już wiedziałam! Natalii wcale nie chodziło o rozwój dziecka albo może nie tylko o to… Ona po prostu realizowała kosztem Hani swoje niespełnione ambicje! Postanowiłam pomóc wnusi, ale wiedziałam, że jeśli porozmawiam z córką wprost, niczego nie zyskam. Zaplanowałam, że posłużę się zięciem, przynajmniej, żeby doprowadzić do tego, by wnusia więcej czasu spędziła ze mną. Kilka razy, kiedy byliśmy sami, napomknęłam Darkowi, że Hania jest przemęczona, blada i przydałaby się jej zmiana powietrza.

– Tyle się teraz mówi o miejskim smogu, a wysokie temperatury zwiększają ryzyko choroby! – wzdychałam.

Jakby na zawołanie, miasto nawiedziła fala upałów. Jakoś udało mi się skłonić córkę, aby pozwoliła mi zabrać Hanię do nas na wieś, gdzie mogłaby odetchnąć zdrowym powietrzem. A że wnusia była blada, zaczęła pokasływać i narzekać na ból głowy, Natalia, przestraszona, że mała się rozchoruje, zgodziła się na moją propozycję.

– I tak nie będzie teraz chodzić na tenis, bo nie da się przełożyć lekcji na wcześniejszą godzinę, a z powodu upału po południu szkółka jest zamknięta. Treningi pływackie nadrobi, a zajęcia w szkole językowej kończą się za dwa dni, niech więc jedzie.

Już ja zadbam o to, żeby wnusia wreszcie odpoczęła

Spakowałam więc Hanię i wyruszyłyśmy w drogę. Martwiłam się, że wnusia nie cieszy się wyjazdem tak, jak myślałam, bo była poważna, niemal ponura i niewiele się odzywała, kiedy wsiadałyśmy do autokaru. Ledwie jednak zostawiłyśmy za sobą dworzec autobusowy i machających nam na pożegnanie jej rodziców, Hania zaczęła wesoło paplać, pytać o różne rzeczy, które widziała za oknem, i planować, co będziemy robić, jak już zajedziemy na miejsce.

– Myślałam, że się nie cieszysz, że ze mną jedziesz… – zagadnęłam.

– Cieszyłam się, babciu, od samego początku, ale się bałam pokazać to po sobie, żeby mama nie myślała, że się cieszę na leniuchowanie. Bo mama nie lubi, jak leniuchuję. I jeszcze by mi nie pozwoliła jechać… – wyszeptała biedna dziewczynka.

A więc Hania była nie tylko nadmiernie poważna, ale i zastraszona! No tak! Musiała być we wszystkim najlepsza! Parę razy słyszałam, że córka, zamiast pochwalić ją za drobne osiągnięcia, powtarza, że za mało się stara i w ten sposób do niczego nigdy nie dojdzie… Ogarnęła mnie złość na Natalię! Teraz jednak musiałam pomyśleć, jak zorganizować czas Hani, aby dziecko wypoczęło. Chciałam też naradzić się ze Staszkiem i Halinką, w jaki sposób porozmawiać z Natalią, jak przekonać ją, aby nie dręczyła córeczki zbyt wygórowanymi wymaganiami.

Hania spędzała czas na wsi tak, jak należy – bawiła się z innymi dziećmi, chodziła na spacery do lasu, biegała po łące, ogrodzie, z zapałem pomagała w pracach gospodarskich, karmiąc kury i zrywając owoce. I oczywiście jeździła konno. Uzgodniłam z moim sąsiadem, Leszkiem, który winien mi był przysługę, że zajmie się osobiście nauką Hani. Dziecko rwało się do koni i wcale się ich nie bało jak tego basenu. Co więcej, po paru lekcjach Leszek orzekł, że moja wnusia jest urodzoną amazonką.

Hania wypoczywała, opaliła się, odzyskała wesołość i energię. Z zastrachanej, poważnej, małomównej dziewczynki przeciążonej obowiązkami i przytłoczonej presją wymagań matki stała się rezolutna, śmiała i ciekawa świata. Z łatwością nawiązywała przyjaźnie, a wieczorami gadała jak najęta o tym, co przeżyła i co planuje na następny dzień.

Upały w mieście minęły i Natalia zadzwoniła, aby powiedzieć, że przyjedzie po córeczkę. Gdy Hania o tym usłyszała, natychmiast ucichła i przygasła… Obiecałam sobie, że stanę na głowie, zrobię wszystko, żeby wnusia została u mnie na resztę wakacji. Potrzebowałam do tego pomocy bliskich i Leszka.

Kiedy Natalia przyjechała, Hania przywitała się z nią bez entuzjazmu, tym bardziej że już od progu matka zapowiedziała jej:

– No, koniec tej laby, moja panno! Czas wracać do regularnej pracy, żeby osiągnąć sukces!

– Najpierw jednak zjedzcie obiad! – weszłam jej w słowo. – A potem odbędziemy naradę rodzinną…

– Coś się stało? – zdenerwowała się Natalia. – Czyżby coś Hania zbroiła? – natychmiast wbiła w córeczkę srogie spojrzenie.

– A skąd, cóż ona mogłaby zbroić, kochane dziecko… Chodzi o coś bardzo ważnego. O czyjąś przyszłość… – powiedziałam tajemniczo.

Natalia już nie dopytywała, ale widziałam, że jest zaintrygowana. Gdy odpoczęliśmy po obiedzie i pogadaliśmy z Halinką i Staszkiem o rodzinnych nowinkach, powiedziałam do Hani:

– No, Haniu! Czas na lekcję!

– Jaką lekcję! – zdumiała się Natalia.

– Jeśli myślisz, że Hania tutaj próżnowała, to bardzo się mylisz! – odparłam. – Uczyła się i ma już sukcesy!

Jazda konna, francuski, przyroda – tyle wystarczy

Hania zerwała się ochoczo i podbiegła do drzwi. Natalia, zdziwiona jej zapałem, poszła za nią i ja też. Dziewczynka niemal biegiem pokonała kilkadziesiąt metrów dzielące nasz dom od szkółki jeździeckiej Leszka. Natalia szła za nią ze zmarszczonym czołem. Potem patrzyła w milczeniu, jak mała dosiada konia i bezbłędnie wykonuje wszystkie polecenia Leszka, wolty, zmiany chodu, mało tego, nawet pokonuje niewysokie przeszkody.

– To urodzona amazonka! – cmokał Leszek z zachwytem za każdym razem, kiedy Hani udawało się sprawnie pokierować koniem. – Powinna trenować do zawodów! Im szybciej zacznie, tym lepiej!

Natalia nadal się nie odzywała. Wróciłyśmy do domu. Hania próbowała opowiadać matce o swojej pasji, ale wobec jej milczenia, umilkła i ona, a kiedy wróciłyśmy, umknęła do swojego pokoiku.

– Widziałaś, jaka była szczęśliwa na koniu? – spytałam córkę.

– Uhm – mruknęła.

– Słuchaj, Natalia. Ty jesteś jej matką i nie chcę cię pouczać, ale pozwoliłam sobie wypisać wszystkie te wymagania, które stawiasz Hani, a które uważam za przesadzone – podałam jej kartkę. – Przeczytaj i powiedz mi, jakie jest twoje stanowisko.

Natalia w skupieniu czytała moje zapiski, a tymczasem Staszek i Halinka przyłączyli się do nas. Córka odłożyła kartkę i powiedziała cicho:

– Wszystkie moje znajome opowiadają ciągle, na jakie to fajne zajęcia dodatkowe chodzą ich dzieci… Jak się dowiedziały, że Hania chodzi tylko na rytmikę, to powiedziały, że marnuję dziecko… Po prostu nie chciałam, żeby Hania była gorsza, dlatego zapisałam ją na takie same zajęcia…

– A czy te twoje znajome opowiadają ci też o tym, czy ich dzieci są szczęśliwe, chodząc na mnóstwo dodatkowych zajęć? Czy te dzieci w ogóle to lubią? – spytał Staszek.

Zanim Natalia otworzyła usta, wtrąciła się moja starsza córka:

– A czy mówiły o zmęczeniu swoich dzieci, o braku odpoczynku, o nieustannym stresie wywołanym koniecznością zaspokajania ambicji rodziców? – dodała Halinka.

– No, nie… – z wahaniem odpowiedziała Natalia. – Myślicie, że jestem złą matką?

– Ależ nie! – zaprzeczyłam natychmiast. – Tylko musisz uważać, żeby starając się o rozwój Hani, jej nie zaszkodzić… Nie zmarnować jej prawdziwych talentów i pasji, na które nie ma czasu, biegając na zajęcia, których nie lubi, zmuszając się do tego, do czego nie ma predyspozycji. Zastanów się, czy to wszystko jest jej potrzebne…. Czy nie jest tego za wiele…

Natalia westchnęła ciężko. A ja objęłam ją serdecznie i powiedziałam:

– Jeśli chcesz, wspólnie zastanowimy się nad tą sprawą! Niech Darek też przyjedzie i naradzimy się!

Tak zrobiliśmy. Wspólnie uradziliśmy, że mała jest zmęczona nadmiarem obowiązków. A potem zapytaliśmy Hanię, co by chciała robić, co lubi najbardziej. Z błyskiem w oku odparła, że kocha koniki i jazdę konną i lubi się uczyć języków obcych. Wspólnie też ustaliliśmy, że będzie chodziła na zajęcia przyrodnicze dla dzieci. Teraz Hania trenuje tylko jazdę konną, w której odnosi coraz większe sukcesy. Poznaje języki obce i świat przyrody. A w dodatku pozostaje jej jeszcze dużo czasu na zabawę.

Anna, 65 lat

Czytaj także:

Reklama
  • „Moja córka jest zagrożona z fizyki. Znalazła sobie korepetytora na… portalu randkowym”
  • „Dzieci męża traktowały mnie jak trędowatą i oskarżały o rozbicie ich rodziny. We własnym domu czułam się jak intruz”
  • „Żona jest panikarą. Wystarczył jeden telefon z płaczem od syna, a ona już była w drodze, żeby zabierać go z obozu”
Reklama
Reklama
Reklama