Jak mogłam nie zauważyć! Jak mogłam dopuścić, żeby Janek, mój jedenastoletni syn, niemal sam prowadził cały dom…

Reklama

Od dawna wszystko było na mojej głowie. Eksmąż płacił alimenty, kiedy chciał. A żyć trzeba codziennie. Do pierwszego ledwie starczało.

Wracałam do domu w złym nastroju. Kolejny tydzień zostawałam w pracy po godzinach. „Przecież szef wie, że sama wychowuję trójkę dzieci!” – piekliłam się w duchu. Dużo pracowałam. Za dużo. Zgadzałam się na nadgodziny, bo chciałam dobrze wykształcić dzieciaki, ale zaczynało mi brakować sił.

Otworzyłam drzwi mieszkania i po ciemku namacałam włącznik światła. Przy wejściu walały się buty.

– Czy wy zawsze musicie zostawiać tu te buciory?! – wściekałam się od progu. – Zabić się o nie można! Ruszy się któreś, żeby zabrać siatki? Rąk nie czuję!

Zobacz także

Mój jedenastoletni syn wyrósł przede mną jak spod ziemi. Ostrożnie wyjął mi zakupy z dłoni.

– Szef cię wkurzył? – skwitował bardziej, niż zapytał.– Czy masz te swoje trudne dni? – próbował mnie rozbawić.

– Nie mam żadnych cholernych dni, tylko raz w życiu chciałabym wrócić do posprzątanego domu! Za dużo wymagam?! – prychnęłam.

– Spoko, spoko, przecież ci pomagam – Jaś nie tracił zimnej krwi. – Usiądź, odpocznij. Zrobić herbatkę? – próbował mnie trochę udobruchać.

– Zrób – zgodziłam się łaskawie. Położyłam resztę siatek na stole i opadłam na krzesło.

– Jak dobrze… – westchnęłam.

Nogi oparłam na małym taborecie. Lubiłam swoją kuchnię. Była maleńka, ale bardzo przytulna. Pogratulowałam sobie w duchu żółtych ścian, na które uparłam się parę lat temu w trakcie remontu. Mimo szarugi za oknem w pomieszczeniu było radośnie i swojsko.

– Czy to zapach wędzonki? – podeszłam do garnków stojących na kuchni. – Zrobiłeś grochówkę? Mmm, wygląda pysznie! – ślina napłynęła mi do ust. Usiedliśmy z synem przy stole.

– Wstawiłeś pranie? – zapytałam, przełykając zupę. W brzuchu poczułam miłe ciepło.

– Tak, zaraz będzie wirować – zameldował Janek.

– Anię dawno położyłeś? – dopytywałam dalej.

– Chwilę po dwudziestej. Jest wykąpana i po kolacji.

– A Zuzka? Gdzie się szwenda o tej porze? – zaniepokoiłam się.

– U koleżanki. Uczą się do klasówki z matmy – wyjaśnił syn.

– Dobrze, to ty też zmykaj do lekcji! – zarządziłam.

Chyba byłam ślepa, przecież to jeszcze dziecko!

Zawsze mogłam na niego liczyć. Mój syn był dużo bardziej odpowiedzialny od swojej szesnastoletniej siostry. Było mi łatwiej poprosić o coś jego, niż użerać się o wszystko z Zuzą. Jemu wystarczyło powiedzieć raz, jej mogłam mówić do znudzenia. Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek telefonu.

– Pani Zofia? – zapytał kobiecy głos.

– Tak, słucham panią.

– Jestem wychowawczynią Janka – wyjaśniła. – Niepokoję się, bo już ponad tydzień nie ma go w szkole, a ja nie dostałam usprawiedliwienia. Pani zresztą też dawno nie widziałam… – zawiesiła głos. – Czy syn jest chory?

– Chory? Tak... Podrzucę usprawiedliwienie… – wymamrotałam.

Byłam zszokowana. Mój solidny Janek wagaruje? To niemożliwe! Serce zaczęło mi walić jak młotem. Boże, to ja haruję po to, by zdobył wykształcenie, a on… Nagle mnie olśniło! Uświadomiłam sobie, że od jakiegoś czasu to syn zamiast mnie zajmuje się domem, opiekuje dwuletnią siostrą, gotuje, sprząta. Jak mogłam być tak ślepa! Przecież to jeszcze dziecko!

Zajrzałam do jego pokoju. Spał jak zabity z głową opartą na zeszytach. Półprzytomnego Jaśka zaprowadziłam do łóżka. Długo głaskałam go po głowie.

– Przepraszam – szeptałam, a łzy kapały mi po policzkach. – Tak bardzo cię przepraszam, synku…

Gdy wróciła córka, opowiedziałam jej o wszystkim. Słuchała, a jej oczy ze zdumienia robiły się coraz większe. Nagle wybuchnęła płaczem.

– Mamo, tak mi przykro – łkała. – Ja widziałam, że Jasiek dużo bierze na siebie, ale nie protestowałam, bo tak było mi wygodniej – przyznała.

Pół nocy przygotowywałyśmy plan dyżurów. Podzieliłyśmy obowiązki. Jankowi przydzieliłyśmy tylko parę lekkich prac. Teraz nasza kolej, by o niego zadbać! By poczuł, że ktoś się o niego troszczy i że go kocha. Ponad życie.

Zofia, 37 lat

Czytaj także:

Reklama
  • „Dzieci męża traktowały mnie jak trędowatą i oskarżały o rozbicie ich rodziny. We własnym domu czułam się jak intruz”
  • „Żona jest panikarą. Wystarczył jeden telefon z płaczem od syna, a ona już była w drodze, żeby zabierać go z obozu”
  • „Nie mogłam zmusić syna do nauki czytania i pisania. Znalazłam na niego sposób i jestem z siebie dumna”
Reklama
Reklama
Reklama