Jak matka z matką
Pierwszy raz w życiu postawiłam się mojej ukochanej jedynaczce.
Zróbmy czasem coś dobrego dla siebie, bo w życiu nie jesteśmy tylko czyimiś mamami i babciami. Mamy prawo do własnego życia i szczęścia.
Mamo, nie rób nam tego! Chcieliśmy spędzić ten weekend tylko we dwoje, proszę zajmij się Jaśkiem – moja córka nie dawała za wygraną.
– Kochanie, wiesz przecież, że prawie zawsze chętnie wam pomagam, ale ten weekend mam już zaplanowany – próbowałam się bronić.
– Dlaczego nie chcesz być jak inne babcie?! – Ewa aż poczerwieniała na twarzy ze złości. – Nie chcesz spędzać ze swoim wnukiem więcej czasu? Przecież jesteś na emeryturze i się nudzisz!
– O, wypraszam sobie! – teraz to ja byłam wściekła. – Moja droga, wychowałam ciebie i dałam ci całą moją miłość, ale nikt nie powiedział, że muszę się zajmować twoimi dziećmi! – powiedziałam chłodno i odłożyłam słuchawkę. Czułam się upokorzona.
– Żeby własna córka tak do mnie mówiła?! – postanowiłam uspokoić się herbatą. Wsypałam do kubka łyżeczkę mojej ulubionej mieszanki, zalałam wodą i czekałam aż się zaparzy. Ogarnęły mnie wyrzuty sumienia.
– A może powinnam odpuścić? – pomyślałam. – Ewa i Marcin są tak zapracowani, wieczory poświęcają dziecku. A czterolatek może dać w kość. Z drugiej strony, co miałam powiedzieć Halinie? Obiecałam przecież, że jej pomogę. Niedługo otwarcie klubu, a trzeba w nim jeszcze tyle zrobić! Pomalować ściany, stoły, krzesła. Sama nie da sobie rady. Rozdarta między dziećmi, a przyjaciółką dopiłam herbatę. Sięgnęłam po ulubioną książkę, ale za nic nie mogłam się skupić na jej treści.
W końcu dałam za wygraną. Odłożyłam lekturę i wykręciłam numer telefonu.
– Ewa?
– Przepraszam, Jasiek właśnie wylał na siebie zupę i muszę się nim zająć!
Ewa trzasnęła słuchawką, ale nie zrażona wykręciłam jej numer ponownie.
– Mamo...
– Posłuchaj mnie przez chwilę, nim znów rzucisz słuchawką! – stwierdziłam. – Dobrze, zajmę się Jasiem, ale przyszły weekend jest tylko mój!
– Mamusiu, jaka jesteś kochana, naprawdę mamusiu, to cudownie! Czy możemy ci go podrzucić już w piątek wieczorem? Moglibyśmy się wyspać przed wyjazdem? – przymilała się Ewa.
– Podrzucić?! Co to za określenie? Dziecko to nie psiak – pomyślałam, ale odpowiedziałam pogodnie. – Dobrze, kochanie, kiedy tylko chcesz.
– Jesteś najwspanialszą mamą na świecie! – cieszyła się Ewa, za to Halina była załamana.
– Przecież obiecałaś i to dwa tygodnie temu! Co ja mam teraz zrobić? Kupiłam farby, pędzle i rozpuszczalniki. Sama nie dam sobie rady!
– Halinko, przepraszam cię, może poproś którąś ze znajomych? – próbowałam wybrnąć z sytuacji.
– Kogo mam poprosić? Przecież weekend jest za dwa dni? Trudno jakoś sobie poradzę – rozłączyła się.
Czułam się paskudnie, ale skoro powiedziało się "a", to trzeba powiedzieć i "b". Wiedziałam, że Halina bardzo się na mnie zawiodła, ale Jasio był ważniejszy. W końcu byłam jego babcią.
Ewa przywiozła synka po południu. Mój wnusio zjadł kolację, obejrzał bajkę i zasnął spokojnym snem. Niestety, ja całą noc przewracałam się z boku na bok i myślałam o Halinie. W końcu nad ranem wpadałam na genialny pomysł.
– Jasieczku, a może pójdziemy na spacer? – zapytałam wnusia tuż po śniadaniu, a on radośnie mi przytaknął. Wzięłam dla nas robocze stroje i ruszyłam z Jaśkiem prosto do klubu. Halina szarpała się z kłódką przy drzwiach.
– Pomóc ci? – zaproponowałam.
– Wystraszyłaś mnie! – krzyknęła. – Przyszłaś zobaczyć, jak się męczę? Znalazłam dwóch szaleńców, którzy mi pomogą – dodała z dumą.
– Wcale nie chcę patrzeć. Wzięłam fartuch i "robocze" ubranie dla Jaśka. Oboje ci pomożemy. Nie powiesz mi, że nie przyda się wam dodatkowa osoba do roboty? – uśmiechnęłam się.
– Oczywiście, że się przyda! – zagrzmiał tubalny głos. – Jestem Jurek, a to mój sąsiad Adam.
– Bardzo mi miło, ja jestem Janka, a to mój wnuczek Jasiek. No to ruszajmy! Halina pokaż nam co mamy robić – zaproponowałam szybko, by moja koleżanka nie miała szansy się wycofać.
[CMS_PAGE_BREAK]
Myślałam, że Jasio szybko się znudzi i będzie marudził, ale gdzie tam... Przez cały czas dzielnie nam asystował. Dostał nawet swój pędzelek i pomagał Jurkowi malować stoły.
– Widzisz, chłopcze, mężczyzna powinien dbać o dom! – drugiego dnia wszyscy czuliśmy się, jak starzy znajomi. Jurek gadał jak najęty, a Jaś patrzył na niego urzeczony. – Musisz nauczyć się wielu rzeczy, a im wcześniej zaczniesz, tym lepiej...
– Oj tak – śmiałam się, kiedy mój wnuczek smarował farbą nie tylko stół, ale i swoje ubranie.
Wieczorem rozstaliśmy się w dobrych humorach. Jaś był tak zmęczony, że zasnął nim zdążyliśmy wrócić do domu.
– Mamo, co on taki brudny?! – niestety Ewa i Marcin byli od nas szybsi.
– Już wróciliście?
– Już?! Dochodzi ósma! Jaś dawno powinien spać. Gdzie byliście? Jak on wygląda? – zaatakowała mnie córka.
– Zaraz wam wszystko wytłumaczę – wciąż byłam w dobrym nastroju.
– Nie trzeba, chyba rzeczywiście nie chciałaś się nim zająć – powiedziała chłodno Ewa i wpakowała Jasia do samochodu. Zięć próbował ją powstrzymać, ale niewiele to pomogło. Przeprosił mnie, pożegnał się i usiadł za kierownicą. Cały mój dobry nastrój prysł niczym bańka mydlana.
– Co ja takiego zrobiłam? – westchnęłam. Miałam ochotę schować się głęboko pod kocem i czekać na telefon Ewy. Byłam przekonana, że kiedy ochłonie, to mnie przeprosi. Po chwili zabrzęczał telefon. Ucieszona podniosłam słuchawkę.
– Ewa...
– Przepraszam, to nie Ewa – zarechotał Jurek.
– Och! – zasmuciłam się.
– Rozczarowałem cię? Chyba zadzwonię innym razem.
– Nie, nie przepraszam cię. Czekałam na telefon córki. Cieszę się, że zadzwoniłeś. Czy coś się stało?
– Chciałem tylko spytać, co słychać u Jasia i u ciebie?
Nie wytrzymałam. Opowiedziałam mu jak potraktowała mnie córka i jak często zostawia mi Jaśka.
– Nie jest złą matką, ale czasem zachowuje się jak mała dziewczynka. Kocha dziecko, a jednocześnie chciałaby wciąż mieć dużo czasu dla siebie. Nie chciałam ci marudzić, wybacz, chyba źle trafiłeś – tłumaczyłam się.
– Janka no co ty! Zadzwoniłem specjalnie po to, by cię podnieść na duchu. To mój szósty zmysł! Nie martw się córką. Wątpię, żeby dzisiaj zadzwoniła. Daj jej czas, żeby wszystko sobie przemyślała, a potem porozmawiaj z nią jak matka z matką.
– Nie znasz jej, obrazi się i tyle.
– Niech się obraża. Z tego co mówisz wynika, że przejdzie jej koło czwartku, kiedy znów zaproponuje ci opiekę nad wnukiem – zaśmiał się Jurek. – A zanim się z nią rozmówisz, proponuję kawę jutro po południu, a we wtorek spektakl.
– Nie wiem... Ja... – czułam, że policzki okrywa mi zdradziecki rumieniec.
– Czego nie wiesz? Praca w klubie zakończona? Córka się boczy, więc na razie masz spokój – powiedział miękko. – W końcu to tylko kawa i teatr, a nie zawsze mam dwa zaproszenia. Proszę, daj się skusić – zniżył głos.
– Dobrze, bardzo chętnie – odpowiedziałam i szybko skończyłam rozmowę, bo z wrażenia zaczęło brakować mi tchu.
Następne dwa dni były najpiękniejszymi chwilami od wielu lat. Dopiero teraz poczułam, jak bardzo brakowało mi męskiego towarzystwa, uwagi, odrobiny... no dobrze, przyznam się – adoracji. Jurek nie tylko zaprosił mnie na kawę i do teatru, ale w ciągu tych kilku dni powiesił mi półkę na książki, poprawił zawiasy w drzwiach. Miał też rację co do mojej córki. Odezwała się w czwartek, łaskawie dała przeprosić i od razu zaczęła się przymilać prosząc, żebym i ten weekend spędziła z Jaśkiem. Odmówiłam i to nie dlatego, że nie lubię zajmować się swoim wnuczkiem, bo przecież kocham go na życie, ale dlatego, że Jurek zabierał mnie na wycieczkę do ogrodu botanicznego. W zamian zaproponowałam jej spokojną rozmowę w cztery oczy. Jak matka z matką.