„Mam zepsute wnuki! Cieszyłam się, że rozmawiają o świętych, a potem do mnie dotarło...” [LIST DO REDAKCJI]
Dzień dobry. Postanowiłam napisać ten list po tym, jak przeczytałam list babci 3-letniej Marysi. Też jestem babcią, mam dwoje wnuków: w wieku 5 i 7 lat. I jakiś czas temu również przeżyłam szok. Myślę jednak, że to, co opiszę, już tak Państwa nie rozbawi, a choć trochę skłoni do refleksji.
- redakcja mamotoja.pl
Kilka dni temu syn poprosił mnie, bym przyszła do nich popilnować chłopców. Naturalnie zgodziłam się. Kiedy chciałam wejść do ich pokoju, zaprosić ich na obiad... usłyszałam, o czym rozmawiają.
Myślałam, że chłopcy rozmawiali o świętych
Wyraźnie usłyszałam słowo „kanonizuje”. Bardzo mnie to zadziwiło, ale tak radośnie. Jestem osobą wierzącą i ucieszyło mnie, że dzieci w tym wieku nie dość, że znają takie słowo, to jeszcze rozmawiają ze sobą na temat świętych. Zaczęłam się przysłuchiwać, zaciekawiona czy padnie imię jakiegoś świętego. I czy dzieci rozmawiają o tym, jak zostać kanonizowanym lub czy uważają, że ktoś z ich otoczenia powinien zostać kanonizowany…
Niestety, szybko okazało się, że temat rozmowy dotyczył zupełnie czegoś innego.
„Ja się nie kanonizuję”
Kiedy dotarło do mnie, o czym tak naprawdę rozmawiają te dzieci, byłam w szoku.
Moje wnuki wcale nie są nad wiek dojrzałe, wcale nie mają bogatego (jak sądziłam) słownictwa, ani rozwiniętego życia duchowego. Wręcz przeciwnie.
Młodszy wnuk zapewniał starszego:
„Ja się nigdy nie kanonizuję!”
A starszy śmiał się i mówił, że widział. Jak młodszy się kanonizował. I mówiąc: „Robiłeś tak”, zademonstrował okropny gest… wtedy zrozumiałam, o co tak naprawdę chodziło.
Napiszę tylko, że Bartek zrobił coś bardzo wulgarnego.
Dla pewności wyjaśnię: chodziło o onanizowanie się.
Śmieszne czy straszne?
Jestem osobą wierzącą i przyznaję, że takie mieszanie pojęć mocno mnie zabolało.
Po drugie: skąd te dzieci wiedzą, że istnieje coś takiego jak masturbacja i jak wygląda onanizowanie się chłopców? Od mojego syna? Synowej? Ich znajomych? Z telewizji? Z internetu?
Tego dnia nie byłam w stanie zjeść z nimi zupy. Było mi niedobrze.
Ani synowi, ani synowej nie wspomniałam o tym ani słowa. Szczerze mówiąc, nawet nie wiem, jak zacząć tę rozmowę. A teraz jeszcze obawiam się, że mogę zostać wyśmiana jako babcia dewotka. Z drugiej strony, zbieram się w sobie, bo uważam, że to, co widziałam i słyszałam, jest straszne, a nie śmieszne. Jeśli moje wnuki w tym wieku są już tak zepsute, co będzie za kilka lat? Jak syn i synowa mogli do tego dopuścić?
Janina
Od Redakcji: Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.
Zobacz także:
- „To, co wnuczka wykrzyczała w kościele, zapamiętam do końca życia. Wszystko przez córkę i zięcia!” [LIST DO REDAKCJI]
- "Mąż goni mnie do pracy, a ja nie chcę zamiatać szkół ani przekładać papierów. Nie lepiej zostać z dzieckiem w domu?"
- „Kto powinien wstawać w nocy do dziecka, jeśli mąż pracuje, a ja siedzę na macierzyńskim? Czy ja nie mam prawa się wyspać?”