Reklama

Jestem w 34. tygodniu ciąży, czas leci jak szalony. Nie zdążyłam jeszcze kupić wszystkich najpotrzebniejszych rzeczy. Wciąż brakuje mi kilku paczek gazików i dobrego termometru. Nie pamiętam, czy zamówiliśmy już chustę, którą wybrałam dla naszego synka. Jednej rzeczy byłam pewna, nie będę rodzić naturalnie. Wszystko od dawna mam już zaplanowane. To Jacek nagle zaczął mieć wątpliwości.

Reklama

Długo zastanawialiśmy się nad wyborem szpitala. Gdy dowiedziałam się, że nie tak łatwo uzyskać zgodę na cesarkę w państwowym szpitalu, zaczęłam rozważać prywatne placówki. Na szczęście mieszkamy w dużym mieście. Czytałam, że niektóre kobiety decydują się jechać kilkaset kilometrów, żeby dojechać do prywatnego szpitala na zaplanowaną cesarkę.

Dobrze przygotowałam się do decyzji o planowanej cesarce. W pierwszym trymestrze codziennie szukałam na ten temat informacji. Nagle Jacek zaczął kręcić nosem. Teraz kiedy jestem już na samej końcówce, nie chcę o tym myśleć. Nie wiem, czego się naczytał, ale mam go dosyć. Czy on nie może zrozumieć, że się boję? Przecież to nie mój mąż będzie rodził tylko ja. Ja muszę się czuć bezpiecznie. Jak tylko dowiedziałam się o ciąży, poród był moim jedynym zmartwieniem. Nie mogłam spać spokojnie, dopóki nie wybrałam dobrego szpitala i lekarza, który wyraził zgodę na moją cesarkę.

Dzisiaj kiedy Jacek znowu wrócił do tego tematu, przyznał się, że chodzi o moją więź z dzieckiem. Zupełnie nie rozumiem, czego się obawia. Jakoś nie martwi się o swoje relacje z maluchem, a przecież nie będzie go rodził. Zresztą jestem teraz taka zła, że nie wiem, czy w ogóle pozwolę mu być ze mną w trakcie porodu.

Malwina


Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama