„Mój syn zawsze był rozpuszczany przez dziadków. Skończyło się na tym, że zaczął ich okradać”
– Dziecko powinno dostawać prezent na specjalną okazję albo jako nagrodę. Tylko wtedy naprawdę będzie umiało się z tego cieszyć i docenić to, co ma – tłumaczyłam, ale nie działało.
- redakcja mamotoja.pl
Antek zawsze był rozpieszczany przez dziadków. W końcu to ich jedyny wnuk, oczko w głowie. Mój młodszy brat ożenił się, ale niecały rok po ślubie zginął w wypadku samochodowym. Nie zdążył mieć dzieci.
Moi rodzice przeżyli potworne załamanie. Stracili syna w tak tragicznych okolicznościach.
Całą miłość i tęsknotę za Markiem przelali na mojego Antka
Chcieliśmy mieć z mężem więcej dzieci. Wiedziałam, że tak będzie lepiej i dla naszego syna i dla moich rodziców, którzy przestaną go tak rozpieszczać. Ale nie udało mi się drugi raz zajść w ciążę. Miałam problemy zdrowotne, a potem było już za późno.
I tak przez całe życie wszystko kręciło się wokół Antosia. Syn na szczęście był spokojnym dzieckiem, nie sprawiał nam problemów wychowawczych. Dobrze się uczył, ominęła go szczęśliwie faza fascynacji papierosami i alkoholem.
Dziękowałam Bogu, że obdarzył mnie takim grzecznym dzieckiem. Dziadkowie za nim szaleli. Już od pierwszych urodzin ledwo mieścili się w drzwiach z furą prezentów, które mu przynosili. Gdy Antek był malutki, oboje jeszcze pracowali jako nauczycielami, więc te ich pensyjki naprawdę były skromne.
Ale dla Antka zawsze udało im się zaoszczędzić
Moje dziecko już w przedszkolu nosiło firmowe ubranka sprowadzane z Zachodu i jako pierwsze miało elektryczną kolejkę, która kosztowała chyba całą pensję mojego ojca. Na Pierwszą Komunię kupili mu rower i konsolę do gier, a była to wtedy naprawdę droga zabawka.
– No, a na cóż my, córeczko, mamy wydawać pieniądze, jak mamy tylko jego? – pytała moja mama, kiedy zwracałam im uwagę, że kupują Antkowi za drogie prezenty.
– Dziecko powinno dostawać prezent na specjalną okazję albo jako nagrodę – mówiłam im. – Tylko wtedy naprawdę będzie umiało się z tego cieszyć i docenić to, co ma.
Ale moich rodziców to w ogóle nie przekonywało... W dodatku przez całe liceum moja mama gotowała dla Antka obiady, na które syn wpadał na długiej przerwie.
– Przecież mieszkamy niedaleko jego szkoły – usprawiedliwiała się. – Dobrze, żeby zjadł coś ciepłego.
Antek chętnie z tego korzystał.
Zdarzało się, że zapraszał na babcine smakołyki nawet kilku kolegów z klasy
Zwróciłam mu uwagę, że babcia robi się coraz starsza i nie ma już zdrowia, żeby przygotowywać catering dla zgrai nastolatków, ale mój syn to zbagatelizował.
– Przecież babcia sama nas zaprasza – powiedział. – Nawet nie masz pojęcia, jak się cieszy, gdy przychodzimy. Dzięki mnie czuje się potrzebna. Poza tym rozweselamy ją z chłopakami.
Po maturze Antek oświadczył, że chce przez rok odpocząć od nauki
Uznał, że jest zmęczony, poza tym nie ma klarownej wizji tego, co chciałby dalej robić. Powiedział, że poszuka pracy i za rok gdzieś złoży papiery. Nie podobała mi się postawa syna. Zawsze był ambitny, a teraz wolał pracować w pubie i wałęsać się z kolegami po mieście, niż studiować.
Pół roku później powiedział, że się wyprowadza.
– Wynajmiemy z chłopakami dwa pokoje blisko centrum – oświadczył. – Skoro mam być zaraz studentem, chcę się już przyzwyczajać do mieszkania na swoim.
– Synu, ale ty nie musisz wynajmować stancji. Przecież mieszkamy w Warszawie – powiedziałam zdziwiona. – Poza tym, czy ty wiesz, jakie są czynsze w centrum miasta? Stać cię na to?
– Nie bój nic – uspokajał mnie Antek. – Po pierwsze, dostałem w pracy podwyżkę. A po drugie, to jest akurat okazja. Rodzice Krzyśka mają stare mieszkanie, które kiedyś wynajmowali, a teraz stoi puste, bo trzeba je wyremontować. Na razie nie mają na to kasy, więc powiedzieli, że możemy tam przynajmniej przez rok mieszkać i pilnować chaty.
Brzmiało niby dobrze, ale nie podobała mi się ta nagła dorosłość mojego syna i potrzeba wyprowadzki.
Bałam się, że już w ogóle zapomni o nauce. I miałam rację
Minął rok i... Antek nie dostał się na dzienne studia. Jedyne co mu zostało, to zaoczne albo jakaś prywatna uczelnia.
– Mamuś, będę pracował, ale do czesnego mi dorzucisz, co? – poprosił. – Będę miał dobre oceny, więc po pierwszym roku przeniosę się na dzienne, obiecuję.
Co miałam robić? Nie chciałam, żeby syn skończył edukację na maturze. Płaciliśmy mu z mężem za to czesne, a Antek pokazywał nam nie najgorsze oceny w indeksie. Ale w domu rodzinnym pojawiał się coraz rzadziej. Ciągle miał wymówki, że musi się dużo uczyć albo że zostaje w pracy po godzinach. Nie mogłam wymusić na synu, żeby częściej nas odwiedzał, ale gdzieś, w głębi matczynego serca czułam, że coś kręci.
To była sobota przed Wielkanocą. Mama zadzwoniła do mnie z pytaniem, czy nie umyłabym jej okien, bo ona nie najlepiej się czuje, a dla niej nie ma świąt bez generalnych porządków. Pojechałam do rodziców. Oprócz okien wzięłam się też za kapitalne sprzątanie. Wypastowałam podłogi, wyprałam dywany.
W pewnym momencie sięgnęłam do szuflady, żeby poszukać świeżych gałganków na ścierki, gdy zobaczyłam dziwne koperty. Wszystkie równo ułożone, zawiązane tasiemką. W oczy rzuciło mi się od razu logo jednego z najbardziej znanych parabanków w Polsce udzielającego pożyczek – tak zwanych „chwilówek”, z horrendalnym oprocentowaniem.
Serce mi stanęło.
„Po co sześćdziesięciolatkom długi na stare lata?” – pomyślałam. „Może są chorzy, może coś złego się stało, a ja nic nie wiem...” – zaczęłam panikować.
Otworzyłam te koperty.
Oczywiście, jak byk stało, że moi rodzice wzięli pożyczkę
I to nie pierwszy raz. Sumy nie były może jakieś zawrotne, zwykle do pięciu tysięcy, ale do oddania mieli znacznie więcej.
– Po co wam to? – zapytałam rodziców, rzucając koperty na stół.
– Dziecko, no i po co to otwierałaś? – zmartwił się mój tata. – To miała być tajemnica, żeby ci dodatkowych problemów na barki nie kłaść.
– Jaka tajemnica? – zdziwiłam się. – Jeśli potrzebujecie pieniędzy, to powiedzcie. Możemy wam z Jankiem pożyczyć. Ale nie dawajcie się łupić takim złodziejom. Przecież to jest jak lichwa!
– Jak mieliśmy cię prosić o pożyczkę, skoro to wam są potrzebne pieniądze? – zapytała ze smutkiem mama. – A to przecież jest na szkołę dla Antka.
Zbaraniałam. Ale już po chwili do mnie dotarło.
Mój syn, rozpuszczony gnojek, wymyślił bajkę, którą wcisnął dziadkom, wzbudzając ich litość
Dzięki temu, co miesiąc brał od nich niezłą sumę na swoje przyjemności. Powiedział im, że mój mąż został zdegradowany i zarabia połowę tego, co wcześniej, a ja jestem na liście do zwolnienia. Oznajmił, że rodzice oszczędzają, bo za chwilę mogą zostać bez grosza i on, w tej sytuacji, nie może nas prosić o pieniądze na czesne.
Nie mogłam uwierzyć, że mój syn jest taki wyrachowany. Zarabiał przecież, a jeszcze bezczelnie brał pieniądze i od nas, i od dziadków.
– Jak możesz narażać starszych ludzi na taki stres i koszty?! – nie mogłam się opanować nawet przy kolegach Antka. Wpadłam do tego ich mieszkania i zrobiłam mu karczemną awanturę. – Przecież im zaraz na leki zabraknie, na jedzeniu oszczędzają, żebyś ty miał na klubowe życie. Jak możesz po tych wszystkich latach, kiedy tak ci pomagali i kochali cię, odwdzięczać się im w taki sposób. Nie wierzę, że jesteś moim synem! – krzyknęłam i wybiegłam stamtąd z płaczem.
Antek przyjechał do mnie następnego dnia. Powiedział, że przeprasza, czuje się podle i że wszystko naprawi. Nie wiem, czy dotrzyma słowa, ale na razie nie bierze od nas pieniędzy, a dziadkom oddaje po kilkaset złotych miesięcznie. Wrócił też do rodzinnego domu.
Widocznie nie stać go już na „mieszkanie za swoje”. Nic nie powiedziałam rodzicom. Za bardzo mi wstyd za syna. Poza tym chciałam im oszczędzić przykrości. Jakby się czuli, gdyby dowiedzieli się, że ich ukochany wnuk perfidnie ich okradał?
Izabella, lat 50
Czytaj więcej:
- „Chciałem naprawić błędy młodości, ale syn widzi we mnie intruza. Zawiodłem jako ojciec, ale podołam jako dziadek”
- „Przez upór i gburstwo mojego ojca rodzina zaczęła się rozpadać. Scaliła ją dopiero moja kilkuletnia córeczka!”
- „Ciąża wykończyła mnie psychicznie i fizycznie. Nie miałam siły wstać z łóżka i brzydziłam się własnego ciała. Ukojenie odnalazłam w jodze”