„Moja córka zrobiła to w sklepie. Przeprosiłam, ale personel i tak nas upokorzył. Jakim prawem?” [LIST DO REDAKCJI]
Dziecko to dziecko, co ja na to poradzę. Cóż, zdarzyło się Tosi, zdarzy się pewnie i innemu maluszkowi. Dlaczego personel tego sklepu tak nas potraktował?
- redakcja mamotoja.pl
Szanowna Redakcjo, jestem oburzona tym, co mnie spotkało podczas ostatnich zakupów. Byłam w supermarkecie z 3-latką i 2-latkiem, sajgon nie z tej ziemi. Umęczona matka, ciężkie siaty, mnóstwo zamieszania. I nagle moja córeczka źle się poczuła, dopadło ją niespodziewanie.
To nie wina dziecka ani moja
W sklepie był tłok, bo to sobota. Ludzie się pchali, Kacperek krzyczał. Miałam naprawdę dość, a tu jeszcze kilka toreb do zeskanowania. Podeszłam do kasy samoobsługowej, klęłam pod nosem, bo pot po mnie spływał. I nagle Tosia zwymiotowała. Tak po prostu jednym chlustem, a potem jeszcze drugim. Szok.
Wszystko było ubabrane, podłoga, wózek i Tośka. Myślałam, że umrę. Ktoś zaraz do nas podbiegł, byłam pewna, że pani z obsługi sklepu pomoże. Przeprosiłam najładniej, jak umiałam. Przecież to dziecko, zdarza się.
Przyszedł jeszcze jakiś pan i oboje kazali mi posprzątać! Matce z dwojgiem krzyczących dzieci i pełnym wózkiem siatek! Nie spodziewałam się tego.
Pani dała mi szmatę i stała tam nade mną, żeby mnie przypilnować. Byłam w takim szoku, że nie protestowałam. Nie chciałam awantur. Kacperek mi się wyrywał, zakupy jeszcze nie zeskanowane, Tosia płakała, bo było jej słabo.
Klęczałam tam upokorzona i ścierałam wymiociny. Jak można tak potraktować matkę i klientkę sklepu? Zgłoszę to oczywiście do kierownictwa, ale musiałam to z siebie wyrzucić. Żeby chociaż ktoś zaproponował pomoc albo popilnował dzieci. Nie, tylko stali i patrzyli, czy wszystko starłam. Mam nadzieję, że ktoś za to odpowie.
Ewa
Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.
Zobacz też: