Reklama

Magda pochodziła z profesorskiej rodziny z tradycjami. Jej tata był historykiem, jak przedtem jego ojciec i dziadek. Wychowała się w tchnącym powagą mieszkaniu, które szczęśliwie ocalało z pożogi wojennej, mając bogatą bibliotekę do dyspozycji.

Reklama

Nie czuła się zobowiązana, by z niej korzystać, a jak ktoś wspomniał, że powinna kontynuować rodzinną tradycję i studiować historię, dostawała autentycznych dreszczy.

Była niepoważną trzpiotką, uwielbiała dobrą zabawę, zmieniała chłopaków jak rękawiczki. Ciągle i ciągle.

Rodzice, wpatrzeni w swoją jedynaczkę, martwili się, co z niej wyrośnie, jakby już nie była wystarczająco dorosła.

Nie przyjmowali do wiadomości, że ich Magda jest stylistką paznokci, twierdzili, że to przejściowa fanaberia i nakłaniali ją do podjęcia studiów, najlepiej historycznych, na wydziale ojca-profesora.

– Bez przerwy trują mi głowę, jakby nie mieli własnego życia do uporządkowania, traktują mnie tak, bo nie spełniam ich oczekiwań – mówiła z zaciekłością w głosie.

Moje paznokcie traktowała na szczęście o wiele łagodniej, więc bez lęku oddawałam się w jej zręczne ręce.

Chodziłam do niej regularnie, była znakomita w swoim fachu, no i lubiłam jej opowieści. Pewnego dnia zastałam ją bardzo zdenerwowaną.

Zdradziła mi największe rodzinne sekrety

– Odwołałam wszystkie klientki w tym tygodniu, ale dla pani zrobiłam wyjątek, chciałabym porozmawiać. Pani tak dobrze zawsze mnie rozumiała. Mam straszny problem. Ojciec mi umarł. Ot tak, po prostu.

Złożyłam stosowne kondolencje, wysłuchała ich, kręcąc głową.

– Jego śmierć była niespodziewana, nie mogę się z nią pogodzić, ale w tym jest coś więcej. Jestem winna, bo nie powiedziałam, do końca trzymałam buzię na kłódkę. Ja też wiedziałam o Basi, ale udawałam, jak rodzice. Gdybym chociaż dała do zrozumienia, że wiem, iż była kochanką ojca! Nie musieliby się kryć, kamuflować, mogliby być szczęśliwi. Wszystko przeze mnie!

Poprosiłam ją, by opowiedziała po kolei, tak żebym mogła zrozumieć, o czym mówi.

– Tata był wielkim i uznanym profesorem, kierował zespołem historyków. Wśród nich była doktor Barbara. Z nią najbliżej współpracował, była współautorką większości prac, które publikował. Jak pani wie, naukowiec jest zobowiązany do dzielenia się swoimi odkryciami za pomocą publikacji. Mogą to być artykuły zamieszczane w fachowych biuletynach i prasie lub książki. Odkrycia obowiązkowo muszą być, inaczej naukowiec nie jest godny tego miana i zaczyna mieć kłopoty w środowisku.

– Zrozumiałam – kiwnęłam głową.

– Ojciec nie lubił tego obowiązku, mówił, że ciągle wisi mu nad głową konieczność napisania nowej książki. Jak podrosłam, zaczęłam podejrzewać, że mój stary, mimo profesorskiego tytułu, nie ma za wiele do powiedzenia, udało mu się dochrapać stanowiska i chętnie by na tym poprzestał. Ale nie mógł. I tu właśnie na scenę wkracza pani doktor. Poznałam ją, jak robiła u ojca magisterkę. Była wybitnie zdolna, przychodziła do nas na konsultacje, tata traktował ją wyjątkowo, inaczej niż innych studentów. Była ładna, ale nie o to chodziło. Okazała się niezwykle przydatna, wnioski z jej pracy tata zamieścił w kolejnej publikacji. Był na tyle miły, że podał źródło, czyli jej nazwisko, a nie musiał – wielu doktorów i profesorów bez żenady korzysta z co ciekawszych prac magisterskich swoich studentów.

Postąpił właściwie, a mimo to mama, wieczorami, kiedy już poszłam spać i myślała, że nie słyszę, robiła o to afery.

– Wykorzystujesz tę dziewczynę – mówiła. – Jeśli ja to widzę, widzą też inni. Ostrzegam cię, będzie skandal! Nie wiem, czy twoja pozycja w instytucie jest na tyle silna, by go przetrwać. Profesor i studentka!

Od razu pomyślałam, że ojciec zdradza mamę z Basią, ale zastanowił mnie ton, jakim matka robiła mu wyrzuty. Był spokojny, wyważony, jakby chodziło wyłącznie o karierę naukową ojca. Pomyślałam, że wykorzystywanie polega na czerpaniu z wyników prac Basi, co może nie być dobrze odebrane przez kolegów-naukowców, z których każdy chętnie zająłby fotel taty.

Ojciec zaproponował Barbarze pracę w swoim zespole, zawiadomił o tym mamę przy obiedzie.

– To prawdziwa perła, nie mogę dopuścić, żeby z jej talentu skorzystał kto inny – tłumaczył. – Przedstawiła doskonały konspekt książki, zamierzam ją napisać. Z nią, oczywiście, jako współautorką.

– Wykorzystujesz ją. Widzę przecież – powiedziała zimno mama.

– Ona jest zadowolona – uśmiechnął się ojciec – Dla studentki to doskonały start naukowy, nie mogła marzyć o lepszym. Moje nazwisko gwarantuje jej sukces.

Mama nie odezwała się wtedy, jakby pogodziła się z sytuacją.

Od tego czasu Basia zaczęła bywać u nas w domu. Zamykali się z ojcem w gabinecie i pracowali nad książką.

Nosiłam im herbatę, ciasto, więc wiem, że wejść można było w każdej chwili, nic zdrożnego się nie działo.

A jednak zaczęłam podejrzewać ich o romans. Basia była starsza niż ja, ale nie o tyle, bym nie widziała jej zadurzenia. Ojciec mógł się podobać, w dodatku chodził w aureoli sukcesu życiowego, był jej szefem i znanym naukowcem. Przyglądałam im się, ale nic nie mówiłam, przecież mama też miała oczy i widziała, to co ja.

Jeśli nic nie mówiła, to widocznie wszystko było w porządku.

Wszyscy udawali, że to normalna rodzina

Basia wiele lat blisko współpracowała z ojcem, często bywała u nas w domu, przyjmowana jak oficjalny domownik.

To znaczy mama nie robiła z nią ceregieli, ale traktowała dość chłodno, nie udawała, że darzy tę kobietę sympatią.

Basia starała się nie wchodzić jej w drogę, a mama udawała, że obecność tej kobiety wcale jej nie przeszkadza. Żyły w idealnej symbiozie, mijając się na korytarzu.

Patrzyłam na ich manewry i zachodziłam w głowę, co naprawdę dzieje się w naszym domu. Ojciec i Basia pracowali w gabinecie nad kolejnymi dziełami, nie dając nikomu prawa do podejrzeń, a jednak byłam pewna, że jest między nimi coś więcej. Napomknęłam nawet o tym mamie, w odpowiedzi dostałam gorzką reprymendę.

– Bez niej twój ojciec nie stworzy kolejnej książki, więc lepiej przyzwyczaj się do jej obecności. Coś za coś, moja panno.

Więcej tematu Basi nie podejmowałam, nawet wtedy, gdy zaczęła wyjeżdżać z ojcem na sympozja w kraju i za granicą. Zdarzało się, że nie wracali nawet dwa tygodnie, ale mamie najwidoczniej to nie przeszkadzało, a ja miałam swoje sprawy, więc za dużo nie myślałam o pokrętnych problemach starszego pokolenia. Do czasu, aż tatę pogotowie odwiozło do szpitala.

Magda wytarła nos i głośno westchnęła.

– Wie pani kto wezwał karetkę, kiedy ojca rozbolało serce? Oczywiście Basia, jak zwykle tkwiła przy nim niczym dobra żona. Zawiadomiła też moją mamę, która akurat wyszła z domu, pewnie po to, by na nich nie patrzeć. Robiła dobrą minę, ale myślę, że z trudnością znosiła tę sytuację. Tyle lat żyli jakby we trójkę, zachowując pozory, ale pod spodem musiały buzować emocje. Wylały się, kiedy ojciec znalazł się w szpitalu.

O tym, że jest poważnie chory dowiedziałam się ostatnia, dwie kobiety jego życia potraktowały mnie jak dziecko.

– Nie chciałyśmy przedwcześnie cię martwić. Czekałyśmy, aż stan zdrowia profesora się ustabilizuje – tłumaczyła Basia, trzymając mnie za rękę. – Niestety, twój tata nie odzyskuje przytomności.

Siedziałyśmy na korytarzu, przy ojcu mogła być tylko jedna osoba, mamie należało się to miejsce. Czekałam na swoją kolej. Basia, jako osoba spoza rodziny, pokornie godziła się ze swoim miejscem w szeregu.

– To był wielki naukowiec i wspaniały człowiek – szepnęła.

Zauważyłam, że płacze, łzy leciały jej po policzkach, ale starała się rozpaczać dyskretnie, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Przecież nie miała prawa do żalu po szefie! Zrobiło mi się jej szkoda, tyle lat mu towarzyszyła i co dostała w zamian?

– Dlaczego ukrywaliście to, co was łączy? – spytałam prosto z mostu.

Zatrzepotała mokrymi rzęsami, zauważyłam, że mimo upływu lat nadal mogła się podobać.

– Twój ojciec bał się skandalu, nie chciał ryzykować, ale myślę, ze głównym powodem byłaś ty. Nie chciał, żebyś się dowiedziała, bał się stracić w twoich oczach. Myślał o tobie jak o dziecku, dla ciebie starał się utrzymać wszystko, jak było. A teraz… Jest już za późno.

Płakała ona, popłakałam się i ja. Teraz jestem wściekła i nie wiem, co mam o tym myśleć. Zmarnowałam im życie? Czy to moja wina? – Magda skończyła opowieść dramatycznym pytaniem.

Z trudnością udało mi się ją przekonać, że nie ma nic wspólnego z tym, co się wydarzyło. Profesor wykorzystywał zawodowo Basię, może nawet ją kochał, ale nie zamierzał dla niej się rozwodzić, więc znalazł wygodną wymówkę. A ona biedna czekała, aż dostanie nagrodę, na którą zasłużyła.

Jakiś czas potem otworzono testament profesora i okazało się, że jednak nie zapomniał o kobiecie, której wiele zawdzięczał. Zapisał jej pół mieszkania i bardzo cenny księgozbiór.

Matka Magdy wytoczyła proces. Chce obalić testament, ale czy jej się to uda?

Wanda

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama