Reklama

Karolina z błyskiem w oczach opowiadała o podróży poślubnej. Byli z Bartkiem w Maroko i przeżyli przygodę życia. Przyjaciółka była opalona, wypoczęta, uśmiechnięta i wyglądała na szczęśliwą. Patrzyłam na nią z lekką zazdrością.

Reklama

– A wy kiedy? – zapytała Karolina i spojrzała na moją prawą dłoń i zaręczynowy pierścionek z dużą cyrkonią, który nosiłam od dwóch lat.
– Jest dobrze, jak jest – mruknęłam.

Zastanawiałam się nad tą spontaniczną odpowiedzią. Dlaczego nie chciałam niczego zmieniać? Bałam się przejść na wyższy etap?

Byliśmy z Miłoszem zaręczeni już tak długo

Chodziliśmy ze sobą od pięciu lat. Poznaliśmy się zaraz po maturze. Zamieszkaliśmy razem na drugim roku studiów. Kiedy niespodziewanie okazało się, że jestem w ciąży, Miłosz mi się oświadczył. Zgodziłam się zostać jego żoną, ale zanim zaczęliśmy cokolwiek załatwiać, poroniłam. Chociaż ciąża nie była planowana i wywracała nam życie do góry nogami, koszmarnie przeżyłam jej stratę.

Zaszyłam się w domu, nie chciałam się z nikim widzieć, nie jadłam, nie spałam. Popadłam w odrętwienie, smutek i marazm. Kiedy udało mi się zasnąć, miałam nadzieję, że wszystko mi się śniło. A jak docierało do mnie, że to prawda, wybuchałam płaczem. Miłosz na początku próbował mnie pocieszać, ale wywoływało to u mnie złość, więc w końcu przestał. Przeżywałam moją żałobę samotnie.

Pogodzenie się ze stratą trwało kilka miesięcy

Doszłam do siebie, ale nie na tyle, żeby wrócić do tematu ślubu. Z jednej strony byłam pewna, że kocham Miłosza, z drugiej nie chciałam podejmować życiowych decyzji. Coś mnie powstrzymywało, żeby przysiąc mu obecność w jego życiu na dobre i na złe. Tak jakbym nie do końca wierzyła w to, że to ten jedyny.

I choć pierścionek nosiłam, a narzeczony kilka razy chciał wrócić do tematu ślubu, ja ucinałam rozmowę, twierdząc, że nie jest to jeszcze odpowiedni czas. Życie toczyło się dalej, skończyłam studia, już na czwartym roku zaczęłam dorywczo pracować w biurze nieruchomości. Szło mi całkiem nieźle. Szefowa mówiła, że mam do tego talent i rzeczywiście, myślę, że nie były to czcze komplementy.

Mogłam się pochwalić bardzo dobrymi wynikami i w końcu dostałam pełny etat i świetne warunki. Z biegiem czasu zostałam kierowniczką działu. Miałam pod sobą trzy osoby i wkrótce został mi przydzielony nowy pracownik. Kompletnie bez doświadczenia, ale ze wspaniałym podejściem do ludzi, szybko się uczył i nasza szefowa doszła do wniosku, że pod moimi skrzydłami zostanie dobrym agentem.

Nowy miał na imię Mateusz, był ode mnie rok młodszy i niesamowicie otwarty i pogodny. Podziwiałam go za nastawienie do świata. Nigdy nie był zmęczony, nie narzekał, we wszystkim widział dobre strony i chyba właśnie tą cechą zjednywał sobie ludzi. Nie bez znaczenia była jego aparycja.

Wysoki i szczupły, a najbardziej przyciągał uwagę jego szeroki, zaraźliwy uśmiech i swobodny styl bycia. Tego dnia miałam mu przekazać najważniejsze wiadomości na temat naszych klientów. Było tego naprawdę dużo. Z ferworu pracy wyrwał mnie dźwięk telefonu. To był Miłosz.

– Co się dzieje, kochanie? Gdzie jesteś? – zapytał.
– W pracy. Pokazuję Mateuszowi... – nie dał mi dokończyć.
– Jak to w pracy? Przecież za pół godziny mamy gości!
– Zapomniałam… – jęknęłam.

Tego wieczora przychodziła do nas Patrycja, przyjaciółka Miłosza z liceum

Chciała nam przedstawić swego chłopaka. Szybko poinstruowałam narzeczonego, co ma pokroić i wstawić do piekarnika, przeprosiłam Mateusza i pognałam do domu. Prawdę mówiąc, wolałam siedzieć po godzinach w biurze niż iść na to spotkanie.

Miłosz przyjaźnił się z Patrycją od piętnastego roku życia. Byli jedynym mi znanym przykładem, że przyjaźń między kobietą a mężczyzną jest możliwa. Czułam się trochę zazdrosna, ale nie mogłam nic na to poradzić. Byli bardzo zżyci. Miłosz nie miał rodzeństwa i tłumaczyłam sobie, że traktuje Patrycję jak siostrę. Dlatego starałam się nie okazywać jej wrogości i od czasu do czasu tolerować jej obecność w naszym życiu.

Wieczór, jak się spodziewałam, nie był udany. I to nawet wcale nie z powodu drażniącego mnie sposobu bycia Patrycji. To Miłosz działał mi na nerwy. Nie mógł zapomnieć o moim spóźnieniu i tym, że wszystkie przygotowania zostały na jego głowie. Nieustannie mi docinał i dopytywał, co takiego ważnego kazało mi do późna siedzieć w pracy. Zaczęłam więc opowiadać o Mateuszu.

– Robi niesamowite postępy. Jakby był do tego stworzony. Ma dar przekonywania! Szewcowi sprzedałby ciężarówkę butów – starałam się wytłumaczyć, dlaczego uważam, że warto chłopakowi poświęcić czas. – Brakuje mu wiedzy. Muszę mu przekazać dużo informacji, a w ciągu dnia nie ma na to czasu – wyjaśniałam.
– Widzę, że nowy kolega bardzo ci przypadł do gustu – odparł Miłosz.

Jego ton był niemiły i uszczypliwy. Poczułam się urażona. Do końca kolacji siedziałam przygaszona i nie brałam udziału w rozmowie.

– Jak ci się podobał chłopak Patrycji? – zapytał Miłosz, gdy goście wyszli. – Nie pasuje do niej, prawda? Ona zasługuje na kogoś fajniejszego.
– Ja też! – odparłam zła i zniknęłam za drzwiami łazienki.

Następne dni minęły mi szybko. Skupiłam się na pracy, żeby jak najmniej uwagi poświęcać atmosferze panującej w domu. Mateusz radził sobie coraz lepiej. Zabrałam go na wizytę u klientów sprzedających mieszkanie i skłonienie ich do podpisania umowy na wyłączność z naszą agencją. Było to jedno z trudniejszych zadań w naszej pracy.

Mateusz jednak poradził sobie śpiewająco. Tak oczarował od wejścia małżeństwo sprzedające śliczny segment pod miastem, że bez mrugnięcia okiem podpisali dokumenty.

Wróciłam w znakomitym nastroju

– Chyba ja powinnam się od niego uczyć! – opowiadałam Miłoszowi z kieliszkiem wina w ręku.
– Widzę, że nadal jesteś oczarowana kolegą – powiedział zgryźliwie Miłosz. I cały mój dobry nastrój prysnął.
– O co ci chodzi?! – naskoczyłam na niego. – Opowiadam ci, jak mi minął dzień. Czy musisz zaraz sprawiać, żeby zrobiło się nieprzyjemnie?
– To ty tutaj wyskakujesz z opowieściami, jaki to ten facet jest cudowny!
– Przecież to mój pracownik.
– No, ale osiągnięć innych ludzi z biura nigdy tak nie relacjonowałaś!
– Bo jest przy okazji bardzo sympatyczny – poprawiłam się na kanapie i usiadłam twarzą do Miłosza.

Spojrzałam mu w oczy, szykując się do ostrego starcia. Dosyć miałam tych docinków i niedomówień.

– Chyba wolno mi się zaprzyjaźnić z innym mężczyzną? – zapytałam.
– A czy to na pewno przyjaźń? Zawsze przyjaźniłaś się z dziewczynami..
– No, ale mogę i z chłopakiem. To tak jak z tobą i Patrycją!

Miałam mu zamiar wykrzyczeć, że sam jest najlepszym przykładem na to, że można się kumplować z osobą przeciwnej płci. I nagle… Trwało to ułamek sekundy.
Gdybym nie patrzyła mu prosto w oczy, nic bym nie zauważyła. Ale dostrzegłam spłoszone spojrzenie, które uciekło w bok, zaróżowione policzki, wstrzymany oddech.

A potem uśmiech, który tak szybko pojawił się na jego twarzy

– O nie! – jęknęłam. – Ty draniu…
– O czym ty, do cholery, mówisz?!

Siedzieliśmy chwilę w głuchym milczeniu, a gula, która narastała mi w gardle, nagle wydała się tak realna, jakbym mogła sięgnąć do ust i ją wyjąć.

– Nie odwracaj kota ogonem…
– Przestań! – zawołałam. – Przestań i powiedz mi wszystko! – zażądałam.

Wziął głęboki wdech i już zamierzał odeprzeć atak, ale spotkał się z moim niezłomnym spojrzeniem. Wypuścił powietrze. Poddał się.

– To było dawno… A ty byłaś… – zaczął, a mnie zakręciło się w głowie.
– Nie mów, że to wtedy! – jęknęłam.

Spuścił wzrok. Jeśli istniała nadzieja, że nasz związek przetrwa ten kataklizm, to w tej chwili wszystko legło w gruzach. Zrozumiałam, że to się stało wtedy, kiedy najbardziej potrzebowałam wsparcia, uwagi i zrozumienia.

Zdradziłeś mnie, kiedy poroniłam!
– Odepchnęłaś mnie… – odparł.
I to jest wytłumaczenie? Straciłam twoje dziecko, a ty poszedłeś do innej! I śmiesz mi ją tutaj zapraszać?!
– To tylko kilka razy, nic dla mnie nie znaczyło. Potrzebowałem bliskości.

Nie mogłam tego słuchać. Nie mieściło mi się w głowie, że mogłam z nim przez te wszystkie lata mieszkać pod jednym dachem. Nie potrafiłam zostać w tym mieszkaniu ani sekundy dłużej. Pobiegłam do Karoliny. Na szczęście przyjęli mnie z Bartkiem serdecznie.

Minęło pół roku. Lepiej rozumiem siebie

Wiem, dlaczego nie ruszyłam dalej z tamtym związkiem. Podświadomie czułam, że to nie jest prawdziwe. Wynajęłam mieszkanie, przestałam się już budzić z mokrą od łez poduszką. I przyjęłam zaproszenie Mateusza na kolację. Może zarazi mnie swoim pozytywnym nastawieniem do świata?

Monika, lat 31

Czytaj także:

Reklama
  • „Nie zaszczepiłam córki, bo uważałam to za bzdurę. Teraz Martynka leży w szpitalu i cudem uniknęła śmierci"
  • „Byłam sama i bezradna. Musiałam oddać syna po porodzie, bo miałam tylko 17 lat. Niczego tak bardzo nie żałuję”
  • „Bałem się oddać syna do przedszkola. I słusznie. Łukasz zapierał się rękami i nogami, żeby tam nie wracać"
Reklama
Reklama
Reklama