Prawdziwe historie: jestem mamą, a nie tylko pracownikiem
Odebrano mi najpiękniejszy okres w życiu młodej mamy. Zamiast się nim cieszyć wciąż bałam się, że stracę pracę. Nie mogłam znieść myśli o rozstaniu z synkiem, ale nie było innego wyjścia.
Ciąża czy zmęczenie?
– A może ty jesteś w ciąży? – Anka oparła się o umywalkę.
– Eee, nie – odparłam, schlapując twarz wodą. – Ostatnio było tyle roboty i ten kurs, i przeprowadzka... Zmęczona jestem i tyle.
Rzeczywiście, zajęć mi nie brakowało. W biurze mieliśmy reorganizację, przeprowadzaliśmy się z mężem nareszcie do własnego mieszkania, a ja na dodatek właśnie teraz robiłam kurs prawa jazdy. Wstawałam o piątej rano, żeby ze wszystkim zdążyć, pracowałam do późna i czasem nie miałam sił nawet na jedzenie. Nic dziwnego, że ze dwa razy zrobiło mi się słabo. Tylko ciąży mi brakuje... Oczywiście, myśleliśmy z mężem o dziecku, może nawet dwójce, ale przecież nie teraz. Romek zaocznie kończył studia, do niedawna mieszkaliśmy z rodzicami – jeszcze nie czas na dziecko.
Nazajutrz, w sobotę obudziły mnie mdłości. Zatrułam się czymś – to była moja pierwsza myśl. W następnej chwili pomyślałam jednak: A może? Obudziłam Romka. Spojrzał nieprzytomnie.
Będziemy mieć dziecko
Mój mąż szalał z radości. Nie wiedziałam, że aż tak chciał tego maleństwa.
– Mówisz poważnie? Hura – wyskoczył z łóżka, jak z procy. – Leż tu spokojnie. Lecę po test ciążowy – wołał, podskakując na jednej nodze, bo zaplątał się w nogawkę spodni.
– Uspokój się, wariacie – śmiałam się. – To pewnie fałszywy alarm. Trochę marnie się ostatnio czuję i tyle.
– A może? – nie dawał za wygraną. – Właśnie niedawno sobie myślałem, że teraz byłoby w sam raz. Mamy mieszkanie, ja się obronię za miesiąc albo dwa. Dziecko urodziłoby się wiosną przyszłego roku – wypadł z mieszkania, zapinając guziki koszuli. Wyciągnęłam się na łóżku. Może faktycznie teraz nie byłoby źle zajść w ciążę? – myślałam. Mam 29 lat, niby to jeszcze żaden wiek, ale jeśli myślimy o dwójce...
Dwadzieścia minut później siedziałam na brzegu wanny, w napięciu wpatrując się w okienko w małym kawałku plastiku. Jedna czy dwie kreski? Minuty wlokły się, jak wieczność. Sama nie wiedziałam, co bym wolała. Romek nie miał takich rozterek. Już planował urządzenie dziecinnego pokoju, zastanawiał się nad imieniem. Pomyślałam, że nawet jeśli nie jestem w ciąży, trzeba się nad tym zastanowić. Do tej pory nawet nie wiedziałam, że tak mu na tym zależy.
– Jeeest – okrzyk męża wyrwał mnie z zamyślenia. Romek złapał leżący na pralce test i wymachując nim nad głową, odtańczył jakiś dziki taniec.
– Pokaż – złapałam go za rękę. Oddał mi test. Spojrzałam – dwie błękitne kreski. A więc jednak.
Wszystkie wątpliwości zniknęły, cieszyliśmy się, jak wariaci.
Na razie nie mów nic z pracy
Od razu obdzwoniliśmy rodzinę i przyjaciół. Wszyscy nam gratulowali. Dopiero Anka wylała mi na głowę kubeł zimnej wody.
– Lepiej na razie nie mów nic w pracy – zaczęła ostrożnie.
– Czemu? – zdziwiłam się.
– Bo ostatnio trochę tego było. Jedna dziewczyna z recepcji, jedna w handlowym, chyba ze dwie w księgowości. Stary się wścieknie. Słyszałam, jak mówił, że niedługo będzie więcej zastępstw niż stałych pracowników. Odczekaj trochę.
O tym nie pomyślałam. Tyle się słyszy o niechęci pracodawców do młodych matek. Ale akurat w naszej firmie nigdy nie było z tym problemów. Co tam, jakoś to będzie – zdecydowałam, że martwienie się na zapas nic nie da.
Wizyta u lekarza ostatecznie potwierdziła nasze przypuszczenia, a i reakcja szefa, kiedy zaniosłam do kadr zaświadczenie o ciąży nie dawała mi powodów do niepokoju. Uśmiechnął się, pogratulował i tyle. Nie było żadnych złośliwych uwag, żadnych komentarzy. Bo też i naprawdę nie miał powodu do narzekań. Specjalnie pilnowałam, żeby ze wszystkiego wywiązywać się na czas.
Polecamy: Prawdziwe historie: czy ktoś krzywdzi nasze dziecko?