Prawdziwe historie: Jakbym wygrała złoty los na loterii
Myślałam, że nie mogę mieć dzieci, a zostałam mamą aż dwójki. Gdy usłyszałam, że jestem w bliźniaczej ciąży, poczułam się tak jakbym wygrała złoty los na loterii. Przeczytaj historię Eweliny.
- Ewelina Szymańska/ praca konkursowa
Kilka lat temu na badaniu ginekologicznym usłyszałam, że mogę mieć duże problemy z zajściem w ciążę. Lekarz zaproponował mi dodatkowe badania, które miały potwierdzić jego diagnozę. Miałam zgłosić się do kliniki. Jednak odwlekałam tę wizytę; może dlatego że nie myślałam jeszcze o dziecku.
Będę mamą
Poznałam fantastycznego chłopaka. Po trzech latach znajomości zaręczyliśmy się. Nie ustalaliśmy jeszcze konkretnej daty. Pewnego dnia dziwnie się poczułam, później zaczęłam wymiotować. Pomyślałam: "Coś się dzieje!". Jeszcze tego samego dnia umówiłam się na wizytę do lekarza. Pojechałam sama, bo mąż – jeszcze wtedy narzeczony – pracował w jednostce wojskowej w innej miejscowości.
To co usłyszałam było dla mnie ogromną niespodzianką: "Jest pani w ciąży". Szok! Nie mogłam w to uwierzyć: "Ja w ciąży?". Lekarz potwierdził i zapytał: "Słyszy Pani? To bicie serduszka... a to bicie drugiego serduszka. Będzie miała pani bliźnięta". Wydusiłam z siebie: "O matko! Bliźniąt?!".
Po wyjściu od lekarza zadzwoniłam szybko do Przemka. Po trzech godzinach był u mnie. Gdy powiedziałam mu, jakie mam dla niego niespodzianki, cieszył się, jakby wygrał złoty los na loterii. W ogóle się tego nie spodziewaliśmy!
Po czterech miesiącach na kolejnym badaniu USG okazało się, że będziemy mieć parkę – dziewczynkę i chłopczyka. Pomyślałam: "Tyle szczęścia naraz. Córka i syn za jednym razem – marzenie!". Nasze rodziny bardzo się cieszyły. Dostaliśmy mnóstwo prezentów w dwóch kolorach: różowym i niebieskim.
Jestem mamą
To było 24 sierpnia, o 2.00 nad ranem. Obudziłam mojego męża, mówiąc: "Przemek coś się dzieje; cieknie ze mnie!". Postanowił, że zabierze mnie do szpitala. Na miejscu byliśmy w ciągu 20 minut.
Martwiłam się, bo termin porodu miałam dopiero za miesiąc. Od razu zabrano mnie na porodówkę. Położyli... Po 22 godzinach ogromnego bólu urodziłam przepiękną dziewczynkę. Miała 51 cm, ważyła 2700 g.
Mąż krzyknął: "Mój syn to dżentelmen, puścił swoją siostrzyczkę przodem". Zaczęłam rodzić kolejne dziecko. Nagle lekarz powiedział: "Mają państwo drugą śliczną córeczkę." "Córeczkę?" – zapytaliśmy w tym samym czasie z mężem. "Tak, to siostrzyczki bliźniaczki, identyczne" – odpowiedział spokojnie lekarz. Mąż zbladł. Cichym głosem powiedział: "Z dziewczynkami też będę chodził na ryby".
Druga córka mierzyła 50 cm i ważyła 2690 g. Gdy usłyszałam ich pierwszy krzyk, płacz, łzy same pociekły po policzkach. Jak ja – taka zwykła dziewczyna – mogłam urodzić takie cuda? Są najpiękniejszymi dziewczynkami na świecie. Doskonałe w każdym calu. Są nasze – Oliwka i Majeczka.
Wiem, co to znaczy bezgraniczna miłość
Gdy wróciłam do domku, niebieskie rzeczy, które dostaliśmy zniknęły. Rodzice i znajomi podmienili, co się dało.
Ta lawina niespodzianek zmieniła moje życie o 180 stopni. Teraz dopiero wiem, co to jest prawdziwa bezgraniczna miłość. Czasami jest trudno, w końcu to dwa brzdące, a nie jeden. Czasami tracę cierpliwość i jestem bezradna. Ale te uśmiechy, które codziennie widzę wynagradzają mi cały trud...
Dziękuje Bogu codziennie za tę ciążę, za to, że była podwójna, za to że urodziłam dziewczynki.
Praca nadesłana przez panią Ewelinę Szymańską na konkurs na historię ciążowo-porodową (edycja listopadowa).