„Siostra wskoczyłaby w ogień dla córki, a tamta bezczelnie to wykorzystała. Gdy Halinka przestała dzwonić, wiedziałam, że coś się stało”
Zdaję sobie sprawę, że każda oddana matka zrobiłaby wszystko dla dziecka, ale żeby zgłupieć do tego stopnia?
- redakcja mamotoja.pl
Nie wiem, o czym myślała moja siostra, kiedy przystawała na pomysł swojej córki. Sprzedać własne mieszkanie tylko dlatego, że dziecko potrzebowało pieniędzy na biznes? I Krzysiek zgodził się na to? Przecież trzypokojowe mieszkanie w bloku było ich jedynym majątkiem.
Halina i Krzysiek całe życie ciężko pracowali, żeby dostać przydział na upragnione cztery kąty. Potem z wielkim wysiłkiem starali się naprawić spartaczoną robotę fachowców i przystosować mieszkanie do użytkowania. Umeblować je za zaciągnięte w zakładach pracy pożyczki i dodatkowe fuchy szwagra, z zawodu hydraulika, a wszystko to z powodu swojego jedynego dziecka. Od chwili narodzin Asi oboje stawali na głowach, żeby mała miała wszystko, czego zapragnie. Dlatego ich córeczka, choć w latach 70. nie było to normą, dostała własny pokój, mebelki wystane w kolejkach i zabawki przywożone z wycieczek do ZSRR i NRD. Nikt w rodzinie nie dziwił się zapatrzeniu Halinki w Asię. Każda kobieta na miejscu mojej siostry, której po przebytej w dzieciństwie chorobie lekarze nie dawali szansy na dzieci, postępowałaby podobnie, dziękując Bogu za zdrową córeczkę.
Rodzice bez wahania oddali Asi kupiony za talony samochód, gdy w czasie studiów postanowiła wyjść za mąż, uznając, że młodym bardziej się przyda. Wydali wszystkie oszczędności na zakup dwupokojowego mieszkania, kiedy okazało się, że Asia jest w ciąży, a po narodzinach drugiego wnuka zamienili się z córką i zięciem na mieszkania, dając im większe. O mało nie stracili go zresztą przy rozwodzie Asi i podziale majątku. Przerażeni zapożyczyli się u całej rodziny, żeby spłacić byłego zięcia. Oczywiście Asia nie poniosła żadnych obciążeń z tego tytułu. Tym bardziej więc dziwiło mnie, że tak bezrefleksyjnie postąpili teraz, sprzedając swoje małe lokum i przenosząc się do mieszkania przepisanego na córkę.
– A jeśli ich biznes padnie? – próbowałam przemówić siostrze do rozsądku.
– Asia jest urodzonym handlowcem, a jej mąż Günter to naprawdę wytrawny biznesmen. Nic nam się nie stanie. Zobaczysz, że jeszcze na stare lata w końcu zamieszkamy w wymarzonym domu – przekonywała mnie siostra.
Nie wiem, jak udało się Asi wmówić swoim rodzicom, że nie tylko nie stracą na tej transakcji, ale i w przyszłości, dzięki zyskom z firmy Güntera, jej drugiego męża i Niemca z pochodzenia zyskają dom w zamian za ciasne mieszkanko.
– Czemu więc nie sprzeda swojego? – spytałam, bo przecież dostałaby za nie więcej pieniędzy niż za mieszkanie rodziców, ale nie otrzymałam sensownego wyjaśnienia.
Postanowiłam do nich zadzwonić
Halinka tłumaczyła coś mgliście o lepszym zabezpieczeniu dla Asi, czym jeszcze bardziej mnie zdenerwowała. Mój mąż twierdził, że powinnam machnąć ręką na poczynania siostry, ale jako najstarsza z całej rodziny, zawsze czułam się odpowiedzialna za pięcioro młodszego rodzeństwa, zwłaszcza za łatwowierną Halinkę. Nie czekając więc, aż dokończy swoje wyjaśnienia, rozłączyłam się i zadzwoniłam do mojej chrześnicy, czyli Asi. Ona też, choć pełna entuzjazmu, nie potrafiła przekonać mnie, czemu zostawiła rodziców w Polsce bez żadnego zabezpieczenia na starość. W końcu nie byli już młodzi i różne rzeczy mogły im się przydarzyć, podobnie jak biznesowi Güntera.
Niby dobrze patrzyło mu z oczu. Był starszy od Asi o 15 lat, co wzięłam za dobrą monetę, bo dał jej i dzieciom tak potrzebne poczucie bezpieczeństwa. Nigdy jednak nie sądziłam, że na swoje niemieckie przedsięwzięcia będzie szukał pieniędzy u polskich teściów, których dochody nie mogły równać się z tymi liczonymi w euro. Na niewiele jednak zdały się moje tłumaczenia. Nie pozostało mi nic innego, jak pić melisę i modlić się, by złe przeczucia okazały się fałszywe.
Jestem z moim rodzeństwem i ich dziećmi bardzo zżyta. Choć nie mieszkamy blisko siebie, to nie ma tygodnia, abym nie rozmawiała z nimi lub z którymś z ich dzieci czy nawet wnucząt. Dlatego kiedy Halinka nagle przestała się odzywać i odbierać telefony ode mnie, a jeden z siostrzeńców podzielił się ze mną swoimi przemyśleniami z podróży do Niemiec i odwiedzin u Asi, która nawet nie miała dodatkowego pokoju, żeby przenocować kuzyna, a przez całe spotkanie wydawała się dziwnie spięta, postanowiłam zadzwonić do siostry lub jej męża. Staś powiedział mi też, że Günter całe popołudnie, choć była to sobota, nie pojawił się w domu. Asia tłumaczyła go dodatkowymi zleceniami, ale mnie ta dziwna nieobecność męża siostrzenicy dała do myślenia.
– Nikomu nie zaglądam do portfela, ale oni ciociu nie wyglądają na zamożnych. To już nasze mieszkania czy domy urządzone są lepiej – powiedział mi na koniec rozmowy Staś.
Puściłam tę uwagę mimo uszu, bo przecież nie każdy musi przywiązywać wagę do wystroju wnętrz, jak mój siostrzeniec, architekt czy jego żona, dekoratorka wnętrz. Bardziej zaniepokoiła mnie nerwowość Asi i nieobecność Güntera. Czyżby historia się powtarzała? Serce mi się ścisnęło na wspomnienie rozwodu chrześnicy, dlatego cały dzień wybierałam na przemian numer Halinki albo Krzyśka, nie dając się zbyć ich milczeniu.
– Co się dzieje?! – krzyknęłam, gdy w końcu siostra raczyła odebrać.
Udała zdziwioną, ale z tonu jej głosu wyczułam, że kłamie, więc bezpardonowo przyparłam ją do muru i zapytałam wprost o kłopoty małżeńskie mojej chrześnicy.
– Nie! – Halinka zaprzeczyła stanowczo. – Asia się nie rozwodzi! To nie tak… – wyczułam, że jest bliska płaczu, więc spuściłam z tonu i czekałam spokojnie, aż wyjaśni mi powody swojego milczenia.
Moja siostra dobrze wiedziała, że łatwo nie odpuszczę, więc w końcu przyznała, że mają poważne kłopoty.
– Jak możemy wam pomóc? – natychmiast byłam gotowa wesprzeć siostrę, choć w myślach od razu dodałam sobie dwa do dwóch i już wiedziałam, że jeśli nie chodzi o rozwód, ani o kłopoty zdrowotne któregokolwiek z nich, to sprawa dotyczy biznesu Güntera.
– Raczej w niczym nam nie pomożecie. Nic nie wyszło z biznesu Güntera i teraz oboje mają długi… Najgorsze, że nie mamy im już jak pomóc… – łkała moja siostra.
Już chciałam powiedzieć, że to córka powinna się martwić, skąd rodzice wezmą pieniądze na większy czynsz za dużo większe mieszkanie albo na lekarzy, bo Krzysztof z wiekiem coraz częściej musiał się rehabilitować, także prywatnie. Mimo wszystko ugryzłam się w język i zapytałam, czy starcza im do pierwszego, bo Asia miała dokładać się do wyższych rachunków.
– Nie bardzo, oszczędzamy na wszystkim – powiedziała siostra.
– Ale najgorsze, że nie mamy żadnych oszczędności. Ani złotówki na wypadek jakiegoś nieszczęścia.
Czy na pewno znamy całą prawdę?
Nie było sensu dłużej czekać. Następnego dnia, mimo opadów śniegu, moich problemów z sercem i nogami, syn zawiózł mnie do siostry. Ledwie weszłam na czwarte piętro bez windy i omal się nie popłakałam na widok zmizerniałej Halinki. Ubrana była w trzy swetry, a Krzysztof miał na sobie kurtkę i szalik, bo oszczędzali na ogrzewaniu. Mimo że i mnie się nie przelewa, obiecałam im dokładać do rachunków. Wzbraniali się, ale w końcu przystali na moją pomoc.
Od tej pory wszyscy im pomagamy. Jedna z sióstr przekazuje im przez swoje dzieci nowalijki z działki, mieszkający bliżej nich brat podrzuca kompoty i drobne sprawunki, jeden z bratanków obiady z prowadzonego przez siebie baru, ja płacę za prąd i gaz, a moja córka, przedstawiciel medyczny, załatwia im tańsze lekarstwa. Radzimy sobie, ale myślę, że nie znamy całej prawdy o biznesach Güntera. Boję się, co stanie się z moją siostrą i jej mężem, jeśli ich zięć nie wykaraska się z długów i zechce sprzedać mieszkanie Asi, a ta przystanie na jego głupi pomysł. I jeszcze przekona do niego rodziców?
Renata
Zobacz też: