„Synowi kazali lizać podłogę, niestety nie tylko podłogę. Co się teraz wyprawia w szkołach?!” [LIST DO REDAKCJI]
Wciąż trudno mi się pozbierać po rozmowie z wychowawczynią syna, ale mimo to postanowiłam napisać. Bo my, rodzice, mamy obowiązek być świadomi, że nasze dzieci w szkole mogą być ofiarami okrucieństwa innych dzieci. Lub oprawcami. Ja przez tydzień nic nie dostrzegałam…
- redakcja mamotoja.pl
Syn chodzi do 3 klasy podstawówki. Po wakacjach chętnie wrócił do szkoły. Wydawało mi się, że nie może się doczekać, aż spotka kolegów, że się cieszy. W pierwszym tygodniu szkoły w żaden sposób nie okazał, że coś jest nie tak. A może to tylko ja, pewna, że mojego dziecka nie dotyczy żadna szkolna przemoc – nic nie widziałam? Nie wiem! I nie mogę sobie tego darować.
Czelendż
Wychowawczyni zadzwoniła do mnie w poniedziałek, żebym została chwilę po zebraniu, bo chce ze mną porozmawiać. Może i trochę się zaniepokoiłam, ale… w życiu nie spodziewałam się tego, co usłyszę.
Wychowawczyni Stasia jest mądrą kobietą. Wiem, że naprawdę zależy jej na dzieciach. A nawet ona nic nie podejrzewała. Powiedziała mi o tym wprost:
„Koleżanka nauczycielka na przerwie zwróciła mi uwagę, żebym zobaczyła, co się dzieje na korytarzu, że Staś liże podłogę”.
Wyszła z klasy, podeszła do Stasia, przegoniła towarzystwo, które śmiało się z tego, co robi mój syn. Wzięła go do klasy. Zapytała, o co chodzi. Z początku nie chciał mówić, ale w końcu wyjaśnił, że „koledzy” z 4 klasy kazali mu wziąć udział w „czelendżu”.
Podłoga i brudny autobus to nie wszystko
Lizanie podłogi przy wszystkich, na przerwie, to było już ostatnie wyzwanie w ramach tego „czelendżu”. Wcześniej chłopcy kazali mu lizać brudny autobus. I sedes w szkolnej toalecie. Rozpłakałam się. Wychowawczyni zapewniała mnie, że nic wcześniej nie wiedziała, nie widziała… Przepraszała mnie, mówiła też, że już wie, którzy to chłopcy, że sprawa trafiła do dyrekcji. Że o wszystkim poinformowani zostali ich rodzice.
Chciałam, żeby dała mi telefony tych rodziców, ale odmówiła. Tłumaczyła, że nie może tego zrobić, że zresztą to nie ma sensu, szkoda zdrowia, żeby się uspokoić... Że ich wychowawczyni i dyrekcja zrobią wszystko, by sytuacja nigdy więcej się nie powtórzyła.
Co się dzieje?
Rozmawiałam z synem. Opowiedział, że ich lubił, że chciał się z nimi trzymać, grać z nimi w piłkę. Zrozumiałam, że ci chłopcy mu imponowali. Nie rozumiem dotąd: czym? Że są starsi? Że są zdolni być potworami?
Do dziś nie wiem, którzy to chłopcy i którzy to ich rodzice. Może i lepiej… Nie wiem też, czy jedyną ich ofiarą był mój naiwny syn, czy dzieci, które podjęły wyzwanie, było więcej.
Jestem pewna: w czasach, gdy chodziłam do szkoły, starsi uczniowie nie znęcali się nad uczniami I-III.
Wiem jeszcze coś: szkoła nie chroni dzieci przed innymi dziećmi. Że wśród uczniów są dzieci, które czerpią radość z upokarzania innych. I że pewnego dnia możecie dowiedzieć się, że Wasze dziecko zostało upokorzone. Jeśli dowiecie się, że to Wasze dziecko upokarza – zadajcie sobie pytanie: dlaczego? I spójrzcie w lustro. I powiedzcie: „Stworzyłam potwora”.
Jako matka skrzywdzonego dziecka życzę Ci, matko oprawcy mojego syna, byś doznała jeszcze gorszych upokorzeń niż wszystkie dzieci, które on skrzywdził. „Uczciwie” sobie na to zapracowałaś.
K.
Od Redakcji: Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.
Zobacz też:
- "Moja matka robiła gorsze rzeczy niż zostawianie mnie samej w łóżeczku, a wyszłam na ludzi"
- „To, co wnuczka wykrzyczała w kościele, zapamiętam do końca życia. Wszystko przez córkę i zięcia!” [LIST DO REDAKCJI]
- „Kto powinien wstawać w nocy do dziecka, jeśli mąż pracuje, a ja siedzę na macierzyńskim? Czy ja nie mam prawa się wyspać?”