Reklama

Zdziwiłam się, że siostra Tomka zdecydowała się wrócić z emigracji. Zawsze twierdziła, że uwielbia Szkocję i jej mieszkańców, psioczyła na Polskę…

Reklama

– Jednak nie wszystko było takie kolorowe, co? – zapytałam retorycznie, głównie po to, by przypomnieć mężowi, że sam kiedyś koniecznie chciał nas ciągnąć na Wyspy.

Ładnie byśmy teraz wyglądali!

Tomek wzruszył ramionami:

– Wiesz, jaka jest Gośka… Trudno za nią nadążyć – mruknął.

Mnie szwagierka interesuje o tyle, że jest chrzestną naszej Nikoli. Córa jest za mała, by ogarnąć, że nie poleci nigdy na wakacje do ciotki do Edynburga, cieszy się natomiast, że teraz będą się widywać częściej. Też mi to na rękę, bo, odkąd jestem w ciąży, moje zasoby cierpliwości uległy znacznym ograniczeniom.

– Jestem wykończona – tłumaczyłam ostatnio mężowi. – Cały tydzień w robocie, już jadę na oparach… Chciałabym wypocząć w weekend, a nie wysłuchiwać od rana marudzenia młodej. Ciągle jej coś nie pasuje.

A ten mi na to, że córka „potrzebuje matki”, bo szkoła, nowe środowisko, nowe wyzwania…

Ostatnio po prostu przerwałam mu w połowie wywodu:

– A może to ojca potrzebuje, Tomuś? Gdy wracasz z firmy, jest już w łóżku.

I proszę, jaki sprytny tatuś: tak zakręcił, że Nikola wyjeżdża na cały weekend z ciocią Gosią w góry. Cudotwórca, normalnie – daj mu zadanie, a on zaraz znajdzie jelenia. Ale przemilczałam; prawie trzy dni luzu to nagroda, w zamian za którą oddałabym duszę, a nie tylko dziecko na przechowanie. Sama Nikola była w siódmym niebie, i to było nie do przecenienia – w końcu coś, co nie spotkało się z kolejnym narzekaniem.

Halo! Czy ja prosiłam, żeby ktoś Mariankę badał?

– Uważaj na siebie, córuś, i nie sprawiaj cioci kłopotów – ucałowałam ją na pożegnanie. – Dzwońcie codziennie wieczorem, dobrze?

– Ta moja kumpela, do której jedziemy, jest lekarką, mamo kwoko – zaśmiała się Gośka. – Twój skarb będzie bezpieczny. Zmykaj, bo się przeziębisz.

Dobry żart; z tym wielkim brzuchem spociłabym się nawet na Antarktydzie.

W sobotę pomalowaliśmy z Tomkiem na luzie pokój dla maluszka, wieczorem obejrzeliśmy film bez napinki, że nazajutrz ktoś wdepnie nam do łóżka o nieludzkiej godzinie… Było fajnie i pomyślałam nawet, że dobrze będzie mieć Gośkę blisko, przynajmniej dopóki znów nie wyfrunie w poszukiwaniu szczęścia, Bóg jeden wie dokąd.

Przyjechały dopiero pod wieczór. Nikola nareszcie uśmiechnięta i zadowolona, widać, że wypoczęła. Pomyślałam, że powinnam poświęcić jej więcej czasu i częściej ją gdzieś zabierać – gdybyż doba była dłuższa, a końcówka mojej ciąży mniej wyczerpująca! Buzia się małej nie zamykała. Pokazywała zdjęcia na telefonie, gdzie była, co widziała, potem wzięła się za rozpakowywanie bagażu.

– A to co? – zobaczyłam, że wyciąga z plecaka jakieś kolorowe gumy.

– To do ćwiczeń – uśmiechnęła się córa. – Chcesz zobaczyć, jak robię?

– Potem, Nikuś – zerknęłam na zegarek. – Przygotowałam ci twoje ulubione hamburgery. To znaczy, dla wszystkich, na kolację. Taka jestem szczęśliwa, że już jesteś w domku!

Mała musiała być zmęczona podróżą, bo zjadła tylko kawałek bułki i poszła się wykąpać. Tomek poszedł za nią, żeby pościelić i przygotować piżamkę.

Gośka zaofiarowała się, że sprzątnie po jedzeniu. A proszę bardzo!

– Słuchaj, Renata – powiedziała, gdy już włożyła gary do zmywarki.

– Wiesz, że Nikola ma nadwagę, nie?

– Już bez przesady – wzruszyłam ramionami. – Jest pulchna, i tyle. Wyciągnie się, ma dopiero siedem lat.

– Też tak myślałam, ale ta moja lekarka ją poważyła, pomierzyła i mówi, że jest problem. Raz, że stawy mogą małej siadać, dwa, otyłość sprzyja wcześniejszemu dojrzewaniu.

– O, dopiero była nadwaga, a już jest otyłość – mój dobry humor powoli odpływał w niebyt. – Nagadałyście dziecku głupot i teraz boi się nawet kolację zjeść jak człowiek.

– Niczego nie nagadałyśmy – przewróciła oczami. – Zresztą, co ty myślisz, że Nikola nie wie, że jest nie halo? Myślisz, że czemu nie lubi chodzić do szkoły? Bo ją przezywają!

– Chryste, jak świat światem, dzieciaki zawsze się przezywały… Za mną wołali „Ruda”, za Tomkiem „Pershing”…

– Proszę cię, Renata – Gośka dotknęła mojej dłoni, ale strzepnęłam ją jak robala. – Niechże dziewczyna ćwiczy, pije dużo wody, ty nic nie musisz robić… Tylko zamiast parówek z keczupem daj jej wieczorem musli z owocami albo jakąś sałatkę.

Tomek akurat wszedł do kuchni.

– O, sałatka? Zjadłbym. Takiej z majonezem. Dobrze, że już niedługo święta.

– Kretyn – syknęłam.

– Ej, co jest, dziewczyny? Chyba się nie kłócicie? – przestraszył się.

– Nie, no skąd – burknęłam. – Właśnie się dowiedziałam, że jestem złą matką, bo przekarmiam dziecko gównianym żarciem. Ale luz. Jakieś uwagi?

– Renata… – Gośka uniosła dłonie do góry. – Nie nakręcaj się, ok? Nikt cię nie krytykuje, dziewczyno. Po prostu kocham Nikolę i boli mnie, gdy czuje się nieszczęśliwa. Ja też byłam gruba w podstawówce i wiem, jak to jest.

– Czyli to geny – załapałam. – Po twojej rodzinie, Tomuś. Gratuluję.

– Ale co właściwie? – mąż zrobił głupią minę. – Bo gadaliśmy o sałatce.

Dzieci nie ma, w ciąży nie była, ale wszystko wie

Właśnie do mnie dotarło, że wyszłam za idiotę, w dodatku z dziedziczną otyłością w pakiecie.

– Ty gadałeś o sałatce, Tomek – westchnęła Gośka i przewróciła oczami. – A my z Reńką o tym, że Nikola jest trochę za ciężka i przez to ma problemy. Na razie towarzyskie, ale jej zdrowie też na tym nie korzysta.

– Nieprawda. To twoja siostra o tym mówiła – sprostowałam. – Ja w życiu bym nie pomyślała, że bezdzietna stara panna będzie mi dawała rady dotyczące dzieci.

– Dobra – szwagierka wstała i sięgnęła po torebkę. – Sorry, chyba źle to rozegrałam. Przemyśl to, Renata, jak ci już hormony przestaną szaleć.

Patrzcie państwo, na ciążach też się zna! Miałam ją nawet zapytać, skąd, ale zakręciła się i wyszła, zanim zdążyłam się odezwać.

A Tomuś obrażony, że kłótnie w rodzinie… Wrażliwiec!

Renata

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama