W piątek na lunchu spotkałam Baśkę, wpadła zapytać, czy jadę z dziewczynami do SPA w weekend.

Reklama

– Nic z tego – mruknęłam z rezygnacją, dziabiąc sałatkę, bo nagle przestała mi smakować. – Muszę być w sobotę na urodzinach wnuczka.

– Którego?

– Tego najmłodszego – wzruszyłam ramionami. – Choć Bóg jeden wie, co roczniakowi po imprezie? Tylko się szkrab umęczy.

– Wyrazy… – Baśka spojrzała ze współczuciem. – Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że mój Patryk wciąż jest singlem. Masz już prezent?

Zobacz także

– A jakieś klocki – machnęłam ręką.

No bo rzeczywiście, co można kupić takiemu małemu dziecku? Wymyśliłam więc zestaw dużych, drewnianych klocków markowej firmy, nic więcej nie przyszło mi do głowy. Postanowiłam jeszcze w drodze do córki wpaść na rynek, kupić owoce

i czekoladki dla reszty wnuków, i tyle.

Dobrze, że teściowie córki jubilatem się zajęli

Na samą myśl o tym, że będę musiała spędzić przynajmniej dwie godziny u Igi, dostawałam gęsiej skórki. Już od drzwi ryki i galopady, slalom wśród porozrzucanych ubrań i zabawek, nawet w ubikacji się nie da odpocząć, bo zaraz ktoś płacze pod drzwiami, że musi już, natychmiast…

A w tym wszystkim moja jedyna córka, z otwartym od lat przewodem doktorskim, umęczona, zaniedbana, i do tego twierdząca z uporem maniaczki, że jest okropnie szczęśliwa. Przy trójce dzieciaków?!

– Nie martw się, Lilka – Baśka poklepała mnie po ręce. – Dziewczyna nie jest głupia. Odchowa dzieci, obroni pracę. Jeszcze będą z niej ludzie.

– Mam nadzieję – rozchmurzyłam się odrobinę. – Trójcę przenajświętszą już ma, chyba wystarczy.

– Mogło być gorzej. Przynajmniej jej chłop na to wszystko zarabia – pocieszała mnie przyjaciółka.

– Ta, ludzki pan: na rodzinę pracuje, po pysku nie leje i nawet pijany nie chodzi. Tylko go po nogach całować!

Prawdę mówiąc, spotkanie z zięciem jest jeszcze większą traumą niż oglądanie umęczonej córki i survival z wnukami. Za każdym razem, jak widzę tego faceta, mam ochotę złapać za młotek i huknąć go, żeby otrzeźwiał.

Bo czy to są czasy dla wielodzietnych rodzin? Czy dupek choć raz się zastanowił, jak wykształci całą gromadkę, za co? Bo Iga mu za wiele nie pomoże, nie sądzę, żeby jej wartość na rynku pracy rosła, dzięki temu, że od siedmiu lat siedzi w domu, gotuje obiadki i podciera tyłki potomkom!

W życiu mu nie wybaczę, że zrobił z mojej wykształconej i błyskotliwej córki klacz rozpłodową! Co gorsza, w mózgu jej się zupełnie poprzestawiało od hormonów. Ledwo się trzyma na nogach, a w żywe oczy wpiera, że zawsze marzyła o dużej rodzinie.

Trzeba było w domu dziecka pracować, tam przynajmniej urlopy dają!

– Pamiętaj o jednym, Lila – powiedziała mi Baśka na pożegnanie. – Zrobiłaś, co mogłaś, życia za córkę nie przeżyjesz. Dorosła jest.

– Wiem, wiem, przecież się nie wtrącam, do cholery. I nawet udaje mi się zapominać o tym całym bagnie, tyle że potem przychodzą kolejne urodzinki i znów czuję się jak w potrzasku… – wyznałam szczerze.

Na wszelki wypadek w sobotę, jeszcze przed urodzinami, wyskoczyłam na basen i machnęłam kilka długości. Pomyślałam, że im bardziej będę zmęczona, tym większe prawdopodobieństwo, że uda mi się powstrzymać przed wygłoszeniem jakiejś niestosownej uwagi.

Na imprezę dotarłam ciut za wcześnie, nie było jeszcze teściów Igi.

Myślałam, że spędzę chwilę z Matyldą, najstarszą wnuczką, która właśnie wchodzi w sensowny wiek, gdy z dzieckiem można pogadać, ale matka odwołała ją do kuchni, żeby pomogła w przygotowaniach. Wręczono mi za to jubilata, który wił się i wrzeszczał, nieświadom powagi sytuacji. Skorzystałam z pierwszej okazji, żeby go wepchnąć zięciowi – chciał, to niech bawi!

Ona czeka na gratulacje? Ale mnie się płakać chce!

Potem zrobiło się całkiem miło. Były tort i napoje, nawet kawa się dla mnie znalazła, to już coś, bo rzadko bywa… Iga zawsze w ciąży albo akurat karmi, więc nie pije, jej ślubny też nie, choć nie wiem dlaczego i wolę nie wnikać. Jeszcze się okaże, że mu kawa nasienie osłabia albo coś. Trudno powiedzieć, żeby mały Kacper ucieszył się z prezentów, ale przynajmniej przestał wrzeszczeć, może dlatego, że teściowie Igi się nim zajmowali… Mówiąc szczerze, byłam pełna podziwu; jak zawsze na widok ludzi, których naprawdę cieszy kontakt z takim maleństwem.

W każdym razie nie było tak źle, jak się spodziewałam. Może tragizuję? Fakt, trójka dzieci to sporo, ale w sumie Iga za dwa lata będzie mogła posłać Kacpra do przedszkola, Mati już w starszakach, Milenka w szkole…

Kiedy już zbierałam się do wyjścia i byłyśmy z córką same, zapytałam, co sądzi o pomyśle, żebym zabrała w wakacje Milenkę na tydzień do Paryża. Niech zobaczy kawałek świata, odetchnie, to duża dziewczynka. Może złapie motywację do nauki języków?

Iga się ucieszyła, choć, jak stwierdziła, będzie jej trudno bez pomocy córki.

– Mamuś… – zagaiła po chwili.

– Tak?

– Nie mówiłam przy teściach, tobie pierwszej chciałam się pochwalić. Jestem w ciąży! – uśmiechnęła się szeroko, a pode mną nogi się ugięły.

Bezwiednie klapnęłam na szafkę z butami, a córka stała rozpromieniona, jakby trafiła szóstkę w totka.

– Chciałaś się pochwalić? – nie mogłam uwierzyć, że dobrze usłyszałam. – A to jakaś sztuka jest? Wyczyn okupiony ciężkim staraniem?

– Nie cieszysz się? – w końcu zaczęła docierać do niej okrutna prawda.

Wstałam i włożyłam płaszcz.

„Idź stąd, Lilka, zanim dojdzie do czegoś nieodwracalnego” – pomyślałam i sięgnęłam po torbę.

Iga opierała się o ścianę i patrzyła na mnie ze łzami w oczach. Miałam wrażenie, że na coś czeka, próbowałam znaleźć odpowiednią kwestię, ale jedyne, co czułam, to chęć potrząśnięcia nią, możliwie mocno.

– Jesteś dorosła, to twoje życie i rób, co chcesz – stwierdziłam wreszcie.

Wyszłam i oparłam się o zimną lamperię na korytarzu. Ale kanał! I jeszcze gratulacji oczekuje, to się w głowie nie mieści!

Liliana, 55 lat

Reklama

Czytaj także

Reklama
Reklama
Reklama